czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział 20

Siedzieli przed szkołą. Panowała dosyć miła atmosfera. Każdy był czymś zajęty. Laura wycinała różne witraże na okna, które zawisną tam w dzień balu, jednocześnie gadając ze Scarlett, Shawnem i Ellingtonem. Tamta trójka natomiast rysowała plakaty. Evans jako jedyna poświęcała się swoim codziennym obowiązkom. Sharpey wraz z Rebecą planowały rozmieszczenie i grafikę na ściankę do zdjęć, co było pomysłem blondynki. Motocykliści, którym przypadło dość niemęskie zajęcie, rozplątywali materiały dekoracyjne do zawieszenia na suficie. Ryland znajdował się na sali gimnastycznej sprzątając ją wraz ze swoją drużyną koszykarzy. Riker i Vanessa tymczasem uzgadniali menu na ten dzień. Ross i Zac programowali stronę internetową, na której miały odbywać się wybory królowej i króla balu. Rydel pomagała im w tym namawiając uczniów do kandydatury w miedzy czasie wyciągając ich do sesji zdjęciowej na stronkę. Przyszła kolej również na Laurę, która została zapisana w tajemnicy przez znajomych. Zdecydowali, że zrobią to ma ostatniej imprezie, kiedy to Ross i Laura przesiadywali na plaży popijając winko. Dells od razu uśmiechnęła się, widząc zadowoloną Marano. Trochę głupio było zabierać nowym chłopakom uradowaną brunetkę, w szczególności, że był to rzadki widok. Niestety musiała to zrobić. Poprosiła Lau i idąc z nią do szkoły zamieniła kilka słów o ostatniej imprezie. Rydel zdążyła już trochę poznać porywczy charakter dziewczyny, więc unikała tematu swojego brata, choć ciekawiło ją ich niespodziewane zniknięcie. A może wcale nie wymknęli się gdzieś razem?
***
-Serio nie umiecie rozłożyć jakiegoś materiału?-spytała Vanessa widząc Rocky'ego zaplątanego w różową tkaninę.
-Mówię tym przygłupom, ale oni mnie nie słuchają-rzucił na swoją obronę Ben.
-Castella, rozplącz go-rozkazała dziewczyna Maxowi, który stał najbliżej poszkodowanego Lyncha.
-Louis, nie ciągnij w tą stronę, bo plączesz jeszcze bardziej-zauważył Justin.
-Chłopaki, uśmiech!-krzyknęła Alice, która właśnie podbiegła zrobić zdjęcie, po czym wybuchnęła śmiechem.
***
-Serio? Spójrz jak ja wyglądam?!-krzyknęła Laura, która właśnie dowiedziała się o celu swojej wizyty w szkole.
-Ładnie-zaśmiał się Ross widząc brokat na jej nosie. Znalazł się tam w wyniku wielkiej brokatowej bitwy, po której dziewczyna wszelkimi siłami próbowała się doprowadzić do porządku dziennego.
-I ty chcesz, żeby to zobaczyła cała szkoła?-spytała dla upewnienia się.
-No tak-stwierdził.
-Chyba cię już całkiem pojebało... Mogę chociaż poprawić makijaż?-zadała pytanie chwytając swoje lusterko i puder.
-Okej, ale szybko.
-Rooooooss!-w sali rozległ się głośny, piskliwy krzyk.
-Alice? Sharpey? Macie jakieś pytania?-uśmiechnął się przewodniczący widząc dwie blondynki.
-Właściwie propozycję-powiedziała Alice ze swoim tajemniczym uśmieszkiem.
-Tak, kochanie?-nagle zareagował Zac, który do tej pory nie dawał oznak życia.
-Sharp wymyśliła, żeby zrobić losowanie, na pary do balu. Wiesz, piszemy nazwiska na karteczkach i potem je losujemy. Wiem, że w szkole są pary, więc i to przemyślałam-zaśmiała się.
-Te osoby wykluczymy-zaśmiała się Sharpey.
-W sumie to nie brzmi źle, nie Ryd?-rozmyślał Ross czekając na zdanie siostry.
-Tak, mega fajny pomysł-uznała Lynch.
-A ja nie jestem przekonana-westchnęła Laura.
-Oj tam, dasz radę przecież! Chyba się nie boisz?-rzekł przewodniczący z porozumiewawczym wzrokiem.
-Ja? Chyba ty-docięła.
-Dobra, wy dwie możecie iść. Dells zajmij się tym pomysłem, a ja zrobię Laurze kilka zdjęć, ale chodź do sali 67-ponaglił chwytając aparat.
-Okej-powiedziała z uśmiechem.
Weszli do pomieszczenia, w którym rozłożony był green screen. Lau poczuła się lekko skrępowana, ale po docince Rossa rozluźniła się. Po kilku minutach zdjęła nawet kurtkę. Tymczasem Ross był najszczęśliwszym chłopakiem na Ziemi. Nadal nie wiedział, jakim sposobem tak szybko zyskał sobie sympatię ślicznej, intrygującej, a czasem porywczej i pyskatej brunetki. Taka właśnie była Laura. Czasami była spokojna jak niebo po burzy, a innym razem zmienna. Zdarzał jej się też stan nieustannej złości. Miała też drugą, jasną stronę. Potrafiła coś załatwić, dogadać się z samorządem, być wzorowa. Sama z siebie. To nie była przykrywka, tak jak w przypadku Rossa. Czuła się inaczej niż w tej pamiętnej chwili kiedy stała pod gabinetem Smitha chcąc się rozpłakać. Zrozumiała, że życie polega na próbowaniu nowych rzeczy.

niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 19

-Lubisz być niegrzeczna, no nie?-spytał blondyn z uśmieszkiem.
-Jeszcze tego nie zauważyłeś?-spytała lekko sarkastycznie.
-Mam pomysł. Ucieknijmy, urwijmy się gdzieś stąd. Mam ochotę z tobą pogadać-oznajmił.
-Czekaj, napiszę smsa Nessie, żeby się nie martwiła-powiedziała w międzyczasie wyciągając telefon i redagując krótką wiadomość.Chłopak stał w ciszy czekając na brunetkę.
***
Siedziała na plaży czując wiatr we włosach. Zdążyli dopiero przyjechać, znaleźć miejsce do siedzenia i wlać do jednorazowych kubków kupione po drodze wino. Trwała dosyć niezręczna cisza. Brunetka postanowiła ją przerwać.
-Widzę to-stwierdziła spokojnie.
-Ale co?-spytał Ross marszcząc brwi.
-Kochałeś jeździć. Oczy ci się świecą na motorze-zauważyła.
-Eh, nie wiem...-stwierdził wymijająco, ale dziewczyna kontynuowała temat.
-Czemu przestałeś jeździć? Przecież to twoja pasja.
-Pamiętasz, jak przyjechałaś parę lat temu do Los Angeles? Ta historia miała miejsce dosłownie pół roku wcześniej. Kiedyś byłem jak ty. Odważny, szalony, pyskaty czasem-zaśmiał się-a moje życie nie miało wad. Też miałem swój gang, podobnie jak ty. Ja i Justin byliśmy największymi łobuzami w mieście. Jak to mówię, to pewnie trudno ci uwierzyć, ale tak było. Tyle, że my byliśmy zamieszani w nielegalne wyścigi na terytorium całych Stanów. Moja dziewczyna, Jane, też miała bzika na punkcie motoryzacji. Trochę mi ją w sumie przypominasz. Pamiętam ten wieczór jakby to było wczoraj. Nasz squad przyjechał na finały w Vegas. Jane, jako najlepsza z dziewczyn miała startować razem z moim przyjacielem, Matthew.
-Pewnie wygrała, no nie?-spytała Lau zasłuchana opowieścią.
-Wygrywała, ale potem wyprzedziła ją Christina, taka laska z Meksyku. Jane była dosyć uparta i postanowiła, że tym razem wygra. Pamiętam to skrzyżowanie nadal, jej wyraz twarzy, każdy szczegół kiedy zdecydowała się jechać na czerwonym świetle. Wszystko byłoby okej, ćwiczyliśmy w domu tę sztuczkę, gdyby nie ta rozpędzona ciężarówka. Z osoby, którą kochałem została miazga. Widziałem wszystko dokładnie. Byłem tam i nie mogłem nic zrobić. Jane nie żyła. Nie żyła przez tą okropną maszynę.
-Nie wiem co powiedzieć, tak mi przykro-zaczęła Laura.
-Nic nie mów. Byłem załamany, rzuciłem to wszystko i stałem się taki, jakim jestem teraz-skończył, a brunetka zdecydowała się na złapanie go za rękę.
-Przykrywka, rozumiem?-spytała.
-Taka jak twoja, tyle, że ja nie wiem co ukrywasz-uśmiechnął się smutno.
-Kiedyś może się dowiesz...
-Widzę, że jesteś inna już od dłuższego czasu. Chyba kiedy zaczęłaś mi pomagać to przejrzałem na oczy.
-Inna, czyli jaka?
-Masz uczucia. Może są ukryte gdzieś bardzo głęboko, ale widzę, że je masz-stwierdził patrząc jej w oczy.
-Nic o mnie nie wiesz-wycedziła czując nagły przypływ niewyładowanej złości.
-Może i nic nie wiem, ale chciałbym coś wiedzieć. Możesz mi zaufać tak jak ja zaufałem tobie. Powiedziałem ci rzeczy, których nikt o mnie nie wie, nawet moje rodzeństwo. Tylko Justin pamięta to. Nawet nie wiesz jakie wyrzuty sumienia mam, że wciągnąłem w to motorowe gówno Rocky'ego. Ale wiesz co? Czasem tęsknię za tymi czasami, kiedy byłem królem życia...Mimo wszystko nie żałuję. Te sytuacje sprawiły, że jestem tu i teraz, z tobą-uśmiechnął się lekko. Laura ledwie to zauważyła.
__________________________________________________________________________________
Hejka! Chyba trochę za bardzo poszalałam z tymi sekretami, które zdradziłam tutaj, ale myślę, że to fajnie kontynuuje akcję i chcąc nie chcąc zbliżamy się powoli do końca :)

sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 18

Była zdziwiona. Była naprawdę zdziwiona. Jak taki Ross Lynch, lamus z samorządu mógł odgadnąć wszystkie części motocykla, jakie mu pokazała?!! Jak?!? W jej głowie pojawiło się tysiące pytań. Wszystkie odrzuciła na boczny tor i postanowiła przerwać niezręczną ciszę kojarząc fakty.
-Czy... Czy Justin i ty, kiedyś jeździliście razem?-spytała, nie będąc pewna czy może.
-Yhm-pokiwał głową z lekkim, niepewnym uśmiechem.
-To dlatego tyle wiedział! Żaden z moich chłopaków nie znał motocykla tak dobrze jak on-powiedziała zdumiona.
-Byłem lepszy-zaśmiał się.
-Chciałbyś, wmawiaj to sobie dalej. Ja też znam części, ale w praktyce idzie ci pewnie okropnie. Ross Lynch, ten sztywniak by ze mną nie wygrał!-szturchnęła go w ramię śmiejąc się.
-To zrealizujmy pomysł Dells i się przekonasz-poruszył znacząco brwiami przybijając brunetce piątkę.
-Ej, mam pomysł-zagadała Marano.-Kiedy ostatnio byłeś na jakiejś normalnej imprezie, no wiesz, bez emerytek-uśmiechnęła się.
-Czy panna, coś sugeruje? -spytał z typowym akcentem przewodniczącego.
-Przestań!-krzyknęła śmiejąc się. Zwykle mówił takim głosem tylko w szkole, ale pierwszy raz użył go poza nią.
-No co?-w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Ross, to idź bierz rodzeństwo i resztę składu. Integrujemy kujony z motorami-powiedziała niczym dziewczyny z samorządu. Może tylko ona to zauważała, ale faktycznie ich głos minimalnie różnił się od innych. Był opanowany, spokojny a jednocześnie zdecydowany i wyraźnie wyczuwalna była ostrość, która różniła się od tej, w jej głosie. Tamta była przyjazna. Żeński głos był przyjemny, a kiedy Ross próbował tak mówić był po prostu przekomiczny.
-Okej, ale o której się widzimy?-powiedział uśmiechnięty blondyn.
-22.00 może być?
-22.30, od razu odliczę pół godziny spóźnienia Rydel-zaśmiał się.
***
Usiadła przed toaletką z dziwnym uczuciem. Zwykle nie zwracała jakiejś nadmiernej uwagi do wyglądu, ale teraz... Myślała, że jeśli samorząd ją zobaczy, poczuła się inaczej. Miała wyrzuty sumienia, chciała zapomnieć o tych wszystkich scenach, jakie odstawiła. Pierwsze odzywki do Rydel... Chciałaby cofnąć czas i zapomnieć. Żeby Dells też zapomniała. Ostatnio starała się zastanowić, jak ona czułaby się gdyby ktoś powiedział tak do niej. Ubrana w swoją ulubioną sukienkę rozpuściła włosy i chwyciła rozgrzaną już prostownicę. Postanowiła wyglądać trochę klasyczniej niż zwykle. Zabrała się za makijaż, w którym pomagała potem Vanessa. Kilkanaście minut później obydwie były gotowe, więc chwyciła kopertówkę i włożyła stopy w czarne szpilki. Czekały przez domem na Maxa, który robił dziś za kierowcę. Dziwne było to, że dziewczynie udało się go na to namówić. Po chwili usłyszała pisk opon. Przed jej oczyma pojawił się obraz przewodniczącego na dość dużym motocyklu. Otworzyła usta ze zdziwieniem, a blondyn zwinnie zeskoczył z maszyny. Przeczesał palcami włosy i podszedł do sióstr rzucając krótkie:
-Cześć.
Vanessa pokiwała tylko głową podczas gdy Laura stała w bezruchu. Po chwili otrząsnęła się.
-Czyżby przewodniczący próbował być jak chłopak z filmu?-wyśmiała go.
-Wiesz, zawsze mogłem wypożyczyć białego konia dla lepszego efektu, ale wtedy wyśmiałabyś mnie jeszcze bardziej niż robisz to teraz-powiedział Ross wywołując niezręczną ciszę.
-Chyba wiem czemu przywiozłeś swoją maszynę. Masz słaby łeb i chcesz wylądować jako kierowca, nieprawdaż?-na twarzy Lau pojawił się kpiący uśmieszek.
-Chciałabyś-zaśmiał się, ale w jego głosie wyczuwalna była nutka zakłopotania.
-Nie no, masz szczęście, że mam ochotę na szampana albo drinka bo wzięłabym swój motocykl i byśmy się ścigali. Skoro chcesz być dodatkowym kierowcą, to proszę bardzo-powiedziała kierując się w stronę zaskoczonego chłopaka.
-Laura, co mam powiedzieć Maxowi?-spytała przypominając sobie o tym, że obydwie miały zabrać się z Włochem.
-Liczę na twoją kreatywność-zaśmiała się puszczając jej oczko.
-Ugh, Lau...-jęknęła niezadowolona Van.
Wreszcie nadszedł moment, kiedy brunetka miała zasiąść na maszynie i przytulić swojego dawnego rywala. Delikatnie wsunęła swoją dłoń między jego ramię delikatnie dotykając jego napiętych mięśni. Był spięty, zdążyła to wyczuć. W tej chwili odezwała się złośliwa natura Marano. Chcąc go jeszcze bardziej onieśmielić delikatnie dmuchnęła w jego szyję, po czym mocniej przycisnęła się do niego delikatnie jeżdżąc palcami na materiale jego koszuli. Udało jej się.
***
-Vanessa? A gdzie Lau?-spytał Max widząc tylko jedną z sióstr wsiadającą do auta
-Laura... Laura... Emm... Pojechała tak jakby z Lynchem.
-Którym? Przecież moje rodzeństwo jedzie razem-dociekał Rocky.
-Z Rossem, na motorze.
-Mój brat i motocykl? Dziwnie to brzmi. Widziałem, że coś tam ostatnio szperał w nim, ale nie wiem co dokładniej-przyznał ciemnowłosy.
-Ale on jeździ nadal?-pytał Fabian.
-Nie, przecież wymyśla jakieś dziwaczne zajęcia dla emerytów i w to brnie-zaśmiał się Lynch.
-Wiem, że dawniej jeździł, ale przez wydarzenia z Jane dał sobie spokój.- powiedział Justin, a Ness nie wiedziała co miał na myśli?
-Jaka Jane?-dziewczyna spojrzała na Maxa, który smutno się uśmiechnął.
-Pamiętasz kiedy przeniosłyście się do Los Anegles? To było mniej więcej rok po tych wydarzeniach-uciął krótko nie chcąc kontynuować.
________________________________________________________________________
Wiecie jak mi dzisiaj dopisuje wena? Mam nadzieję, że ktoś czyta i dalsze pisanie będzie opłacalne :D 

niedziela, 30 października 2016

Rozdział 17

Postanowiła całkowicie zrujnować lekcję matematyki, którą prowadziła znienawidzona przez nią kobieta. To miała być zemsta za zadanie, przy którym potrzebowała pomocy rówieśników. Wcześniej zostawiając walizki w domu pojechała do szkoły. Cieszyła, się że może wsiąść na swój ukochany motor. Ten odwyk od wszystkiego dobrze jej zrobił. Nie pamiętała o dawnej niechęci do życia,motora, szkoły i ogółem wszystkiego. Gdyby nie pewna Australijka nadal tkwiłaby w tym okropnym stanie psychicznym. Tego nie chciała. Maia miała w sobie coś spokojnego, kojącego. Myśląc o Australii wchodziła do szkoły. Była uśmiechnięta, co każdy uznałby za dziwne.
-Laura!-krzyknął Max biegnąc w stronę brunetki.
-Cześć! Co tam, Castella?-uśmiechnęła się na widok kumpla, po czym przybiła mu piątkę.
-No nic ciekawego. Jeździmy, wkurwiamy dyrektora i chyba jak zawsze-wyjaśnił Włoch.
-Wracasz od Smitha?-spytała, rozglądając się za znajomymi drzwiami.
-Nom, teraz to ja tam bywam za ciebie-zaśmiał się.
-Dobra, zmykam na pół godzinki-mówiła-ale wrócę do was i pojedziemy gdzieś.
***
Wzięła głęboki wdech i szepnęła coś pod nosem chwytając za klamkę. Po chwili otworzyła drzwi i weszła do klasy ze złośliwym uśmieszkiem. Jej znienawidzona nauczycielka pisała na tablicy, a klasa oniemiała. Jako pierwsza podbiegła do niej Scarlett. Oczywiście rzuciła się w jej ramiona. Zdziwiona Vanessa po chwili również wstała z ławki. Ogółem wszyscy jakoś zareagowali, a Ross jedynie westchnął z irytacją i wrócił do pisania w zeszycie. Nasza ulubiona nauczycielka natomiast kipiała ze złości. Postanowiła przywrócić klasę do porządku krzykiem:
-Panno Marano, proszę zająć miejsce, a reszta do ławek!!!
***
-Ej, Laura!-krzyknęła Rydel rzucając w nią skrawkiem papieru zwiniętym w kulkę. Brunetka odwróciła się z pytającym wzrokiem.
-Co tam Dells?-szepnęła.
-Zobacz, co napisałam na kartce i powiedz czy się zgadzasz-powiadomiła blondynka-nie koniecznie dziś, zastanów się po prostu.
-Okej-powiedziała wstając, ponieważ usłyszała dzwonek pozwalający opuścić salę do matematyki.
***
-Fabian od kiedy?!-spytała uśmiechnięta Lau rozmawiając z kolegami. Właśnie dowiedziała się, że kolega wreszcie został zauważony przez kelnerkę, w której się podkochiwał.
-To już jakiś czas trwa. Przepraszam, że wam nie mówiłem, ale tak jakoś wyszło. Wiecie jak często tam bywałem, prawda? Jednak namolność czasem się opłaca. Kilka tygodni przed twoim wyjazdem dałem jej swój numer. Po prostu. Nawet nie wiedziałem po co. Nie miałem żadnych nadzei. Zaczynałem nawet myśleć, że Rose ma chłopaka. Wiecie, taki trochę friendzone bez friendzone'u.-na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
-Dobra, kontynuuj-zachęcił Justin.
-Ale wiecie co się stało? Ona wreszcie wzięła ten numer! Czy wy to rozumiecie?! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się cieszyłem. Zadzwoniła, więc postanowiłem odebrać ją kiedyś z pracy. Oczywiście, jak porządny motocyklista potrafię bajerować dziewczyny-wyraz twarzy mówił sam za siebie, a reszta wybuchła śmiechem.
-Tak, Louis lepiej sobie radzi-powiedziała z udawaną obrazą Laura.
-Spotkaliśmy się parę razy. Dobrze się dogadujemy, poznajemy się, po prostu rozumiemy się.
-Tylko tyle? Czekałem na jakieś pikantne szczególiki!-powiedział rozczarowany Niall.
-Horan, ty niewyżyty emerycie znajdź sobie dziewczynę, to będziesz miał pikantne szczególiki-powiedziała brunetka z ironią.
-Laura się chyba od nas odzywczaiła-zaśmiał się największy głupek ze squadu, na co reszta spiorunowała go wzrokiem. Dziewczyna nie zareagowała.
-Kiedy ją poznam?-odezwała się prosto z mostu uśmiechając się pod nosem.
-Przyjdzie ze mną na ten śmieszny event samorządu-wyjaśnił.
-Masz na myśli bal?-Ben zmarszczył brwi.
-No, właśnie to. Chciała iść, więc się poświęcę. Laura musi tam być, więc jej potowarzyszymy.
-Ej, chłopaki macie jakieś plany na wtedy?-zadała pytanie, na co grupka spojrzała na nią z przerażeniem.
-Tyyy-Max zaczął się jąkać z przerażeniem- nie chcesz powiedzieć, że...
-Wbijacie się w smokingi i idziecie z nami-zaśmiała się wrednie.
-To brzmiało jak śmiech Sharpey-stwierdził Justin, za co dostał kuśkańca w żebro.
-Zwariowałaś Lau?
-Czemu? Nie wiecie co mam zamiar zrobić?-powiedziała z powątpiewaniem patrząc na wiernych kompanów.
-Oświeć nas!-zachęcał Włoch domyślajacy się, jaki pomysł ma koleżanka.
-Trzeba jeszcze to wszystko uzgodnić, ale będzie super, wierzcie mi!
W chwili gdy miała zacząć opowiadać poczuła wibrację w kieszeni dżinsów. Zauważyła, że dzwoni Ross. Na początku przeszło jej przez myśl  odrzucenie połączenia, ale w końcu przewidziała, że ignorowanie współpracownika skończy się skargą u Smitha. W sumie ciekawą była jego reakcja na widok brązowookiej. Tak naprawdę nic nie wyrażała. Nie mogła wiedzieć co się w niej kryło.
-Laura?-zaczął niepewnym głosem Ross.
-Tak?
-Może... Może moglibyśmy się spotkać?-słysząc propozycję kolegi uniosła wysoko brwi.
-To pilne, coś zrobiłam czy może chcesz mnie wylać?-uśmiechnęła się pod nosem.
-To jak? Znajdziesz dziś chwilę?-zignorował pytanie dziewczyny i z łatwością kontynuował.
-20.00 w parku ci pasuje?-zaproponowała myśląc nad planami na wieczór.
-Dobra, do zobaczenia-podsumował przewodniczący wyjątkowo miłym głosem.
-Chłopaki zmykam, ale pamiętajcie o imprezie o 22.30!- krzyknęła wsiadając na motor.
***
Laura ubrana w pomarańczowe rurki, ciemny t-shirt i swoją ulubioną skórzaną kurtkę, gdy wyszła z domu. Na głowie miała kucyka. Czekając na blondyna postanowiła przeczytać różową kartę od Ryd, którą dziś otrzymała. Usiadła na ławce. W skupieniu wertowała wzrokiem skrawek papieru, aż w końcu głos Lyncha przyprawił ją o dreszcze.
-Właśnie o tym chciałbym pogadać -uśmiechnął się przysiadając się obok dziewczyny.
-To szaleństwo-przyznała ze spokojem.
-A ja rozważam zgodzenie się, ale moje starania pójdą na marne, kiedy ty nie będziesz chciała się zaangażować.
-Wydaje mi się, że dzień z tobą może być mega nudny, a kiedy ty poznasz moje zajęcia, będziesz się bał zrobić cokolwiek z nich-na twarzy brunetki pojawił się chamski uśmieszek.
-A kto ci tak powiedział? Kiedyś, jeszcze w podstawówce czytałem i trochę zajmowałem się mechaniką, a budowa motora nie jest mi straszna-przekonywał chłopak.
-W takim razie zaraz cię sprawdzimy-powiedziała Lau, niespodziewanie łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę swojego domu, gdzie stał jej motocykl.
-Odjechana kurtka!-krzyknął zdyszany Ross widząc ćwieki na plechach układające się w napis Laura i małą naszywkę z motorem.
___________________________________________________________________________________
Pewnie nikt już tego nie czyta, ale myślę, że fajnym pomysłem byłoby dokończenie tego opowiadania. Jak widzicie dzieje się coś niespodziewanego, co zmienia kierunek fabuły. 

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 16

Zastanawiała się nad tym dosyć długo. Praktycznie cały dzień spędziła na przemyśleniach. Chciała pogadać z rodzicami wieczorem. Podjęła pewną decyzję. Trzymała kciuki, że rodzice przystaną na propozycję. Zazwyczaj święta spędzali w Australii. Pogoda nie kojarzyła jej się z Bożym Narodzeniem, jednak miło było odpocząć w ten sposób od szkoły. Szczyt sezonu letniego przypadał mniej więcej w świąteczne tygodnie, więc mogła surfować z Maią. Już pokonał lęk przed wodą i wydawało jej się to całkiem fajne. Często wychodziła na imprezy z przyjaciółką i nowo poznanym znajomym. Była tu już trzeci tydzień, Wydawało się, że już wystarczy. Musiała wrócić do szkoły. Pozostawało jedno pytanie. Do East High czy może australijskiego liceum?
***
-Ross, wszystko gotowe. Zostaje jedynie termin-powiedziała Rydel wchodząc do gabinetu brata.
-Okej, dziękuję-wstał i wziął plik kartek które mu podawała. Po chwili rzucił je na biurko.
-Co się dzieje?-spytała blondynka opierając się o zamknięte drzwi.
-Nic. czemu pytasz?
-Wydajesz się jakiś inny. Ponury, nieprzytomny. Martwię się.
-Wydaje ci się -stwierdził oschle.
-Znam cię od zawsze i wiem, że coś jest nie tak. Powiedz mi-nalegała delikatnie.
-Nie mogę. Przepraszam, ale muszę iść porozmawiać z dyrektorem. Smith chciał mnie widzieć-wyminął ją z obojętnym wyrazem twarzy.
***
-Cześć stary!-rzekł Zac wchodząc do pokoju. Mieli dość niestosowny zwyczaj niepukania, ale im to nie przeszkadzało.
-Hej-odmruknął niechętnie.
-Rusz tyłek! Idziemy na piwo -rozkazał rzucając poduszką w leżącego na łóżku blondyna.
-Nie mam ochoty. Wiem, że to nasz zwyczaj i tak dalej, ale miałem sporo pracy...
-Nie marudź, tylko leć się ogarnąć -uśmiechnął się.
-O, siemka Zac-do pokoju wpadła wystrojona w pastelową sukienkę Rydel. Widząc przyjaciela jej brata postanowiła przybić mu piątkę.
-A ty gdzie się wybierasz?-dopytywał Lynch zmęczonym głosem.
-Idę na randkę z tym nowym chlopakiem. Ellington Ratliff, może kojarzysz?
-Brat Mendesa?-spytał z uśmiechem Ryland przechodzący właśnie korytarzem.
-No tak-uśmiechnęła się.
-Ross, no weź! Rusz się!-zachęcał Scott.
-Dobra, Zac zostaw to mnie-oznajmiła dziewczyna, po czym podeszła do szafy i wyjęła z niej koszulę w kratę i czarne dżinsy. Potem chwyciła za pilot od łóżka brata i wcisnęła odpowiedni przycisk sprawiając, że dalsze leżenia stało się niewygodne.
-Dobra, dobra- Ross wstał po czym odezwał się do blondynki i uniósł ręce w geście obronnym.
***
-Porozmawiajmy poważnie, ok?-spytała Maia podczas nocowania u Lau.
-Okej. Co chcesz wiedzieć?
-Laura-zaczęła niepewne Maia-dobrze wiesz, że znam cię dosyć długo, prawda?
-Taa..-jęknęła.
-Więc możesz mi powiedzieć, co ci leży na sercu. Zdajesz sobie sprawę, że jutro wylatujesz i twoje sekrety zostaną ze mną bezpieczne?
-Aha-rzekła.-Dobra powiem ci-dodała z westchnięciem.
-No to słucham-uśmiechnęła się Australijka.
-Więc... Opowiadałam ci o przewodniczącym?
-To ten, którego nienawidzisz? -upewniła się, na co rozmówczyni pokiwała głową.
-Nienawidziłam. Teraz... Cóż... Nie wiem jak to powiedzieć.
-Czy to ma coś wspólnego z twoim przyjazdem tutaj?
-Tak jakby. No bo zostałam jego asystentką. Nie z własnej woli oczywiście-wyjaśniła zauważając pytające spojrzenie.
-Czy zmierzasz do tego, że zakochałaś się w nim?-Maia próbowała delikatnie pomóc.
-Nie! Skądże ci to przyszło do głowy?Nie!-oburzyła się, ale po kilku sekundach wróciła do poprzedniego stanu.
-Dobrze, przepraszam. Mów dalej-zerknęła na jej drżace troszkę dłonie,
-Ja po prostu zmieniłam do niego nastawienie. Cała się zmieniłam. Nie jestem tą samą Laurą, którą byłam w poprzednie wakacje będąc tu. Czuję, że on nie jest taki zły, a nawet,, jakbyśmy się lepiej poznali mogła go polubić.
Maia zaniemówiła. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Po prostu zamarła.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka kochani! Obiecałam wam więcej rozdziałów, a tu co? Nie miałam weny :C Teraz już trochę wraca, także myślę, że do końca roku skończymy I hate him, ponieważ mam dla was nowe opowiadanie. Przyznam, że nie widziałam jeszcze czegoś takiego w strefie fanfictions. Myślę, że przypomni wam o wakacjach ♥ Dziękuję za wsparcie i cierpliwość, a tymczasem zmykam napisać wam nexta!


wtorek, 5 lipca 2016

Ogłoszenie

Witam państwa! Dziś niestety nie przeczytacie rozdziału, ale mam dla was pewne ogłoszenie. Nie, nie chodzi tu o jakieś zawieszanie i te rzeczy :) Przejdę do sedna. A więc z kilkoma znajomymi z twittera organizujemy twitterową imprezę, której szczegóły macie na obrazku niżej. Prosiłabym o rozgłośnienie akcji :) Jeśli macie blogga koniecznie umieście ten plakat pod rozdziałem! Z góry dziękuję miśki ♥

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 15

Świetnie bawiły się serfując. Przynajmniej w przypadku Mai... Laura jeszcze się uczyła i nie szło jej dobrze.
-Dziewczyno, mieszkasz w Los Angeles i nie umiesz serfować?- dziwiła się brunetka.
-No tak jakby... Nie przepadam za wodą-mówiła próbując ukryć uczucie. Spuściła głowę.
-Boisz się wody?-spytała, na co dziewczyna nieśmiało pokiwała głową.
-Tak...Wstydziłam się przyznać, ale nie koniecznie przepadam za wodą.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się- Ja i mój kolega bardzo często surfujemy i na pewno on ci pomoże. Już pomógł kilku osobom przezwyciężyć ten lęk-wzięła ją za rękę. Była inną Laurą niż ta motocyklistka z East High. Nie wiedziała co tak na nią działało.
***
-Rydel mam pomysł-mówiła Scarlett.
-Słucham-odpowiedziała blondynka.
-A może odłożymy ten bal na koniec roku bądź wiosnę?  Wiesz, organizacja szwankuje, wszyscy mają tego dość.
Tak naprawdę myślała o Lau. Chciała, by przyjaciółka chociaż raz pojawiła się na jakiejś szkolnej imprezie, choć widziała, że to nie w jej stylu Nie wiedziała jak, ale chciała wszystko opóźnić, aby Marano mogła iść na bal, lecz od kiedy wyjechała pisały tylko kilka razy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie odzywała się do reszty. Była jeszcze bardziej nieobecna niż zwykle, a Sky nie wiedziała jak jej pomóc.
***
-Dobra, chłopaki koniec!-krzyknął trener.
Właśnie skończył się trening koszykówki, na którym obecni byli Ryland i jego koledzy. Wybiegli z sali gimnastycznej i szybko skierowali się w stronę pryszniców. Po ogarnięciu się wyszli, a kapitan opuścił salę ostatni. Trener Dods wcześniej zrobił to samo i kazał Lynchowi zamknąć pomieszczenie. Brunet zabierał się za wykonywanie polecenia, w czym przeszkodził mu nowy uczeń. Był to wysoki brunet, znajomy Scarlett.
-Cześć. Ty jesteś Ryland, kapitan drużyny, prawda?-spytał z promiennym uśmiechem.
-To ja. A tak w ogóle to hej- oznajmił z radością RyRy.
-Nie potrzebujesz kogoś nowego? Bo wiesz, ja w poprzedniej szkole byłem kapitanem i chciałbym kontynuować pasję tu- mówił bardzo nieśmiało.
-Słuchaj, u nas jest pełny skład, ale jeśli chcesz i będziesz dobrze grać to może będziesz rezerwowym.
-Dzięki. To kiedy mogę przyjść na jakieś eliminacje?-spytał Shawn.
-Dam ci znać kiedyś. Shawn, tak?-na słowa kapitana chłopak pokiwał głową potwierdzając.
-Okej, dzięki.
***
Białe pomieszczenie. Bardziej przypominało jakąś otchłań. Nie wiedziała jak to opisać. Stała mniej więcej po środku. Otaczało ją idealnie ustawione grono blondynów. 
-Ile was tu jest? Jestem w piekle?-krzyknęła przerażona. 
-Jeszcze nie, Marano- odrzekł ubrany w koszulę w kratę i okulary Ross.
-Co ja tu w ogóle robię?-zadała kolejne pytanie. 
-Teoretyczne przebywasz tu-odrzekła przebrana za chemika postać przewodniczącego.
-Okej, Rossowie, powiedzcie mi w jakim celu tu przebywam-zachęciła.
-O nic nie pytaj, a porozmawiaj z każdym z nas-polecił znów ten w koszuli.
-Dobra, cześć-podała rękę blondynowi w skórzanej kurtce. Nie wiedziała jak, ale przez ten gest jej ubranie również zamieniło się na takie.
Rozmawiała z kilkonastoma po kolei. Ross buntownik, od którego zaczęła, Ross imprezowicz, nieśmiały Ross, kujon Ross, miły Ross i wiele, wiele innych. Niektórzy byli sympatyczni, a z jakimiś nie potrafiła odnaleźć wspólnego języka. Nie rozumiała tego, że w tym idiocie jest jednak coś ludzkiego. Nie przejmowała się, że to nie prawdziwy Lynch. Po prostu ogarnęło ją zaskoczenie.
________________________________________________________________
Witam państwa! Zbliżają się wakacje, a wiecie co się z tym wiąże? Będę miała czas do pisania i rozkręcę trochę akcję. Kto też się meeega jara jak ja? 

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 14

Zrobił to co zawsze, czyli upadł na swoje łóżko. Był późny wieczór i miał ochotę przestać być przewodniczącym, człowiek odpowiedzialnym, Rossem. Wszystko zaczęło się walić. Nie obwiniał o to samej Laury, ale jej nieobecność. Musiał słuchać rozżaleń Sharpey, że motocykliści nie mają gustu i zepsują całą imprezę. Przygotowania również nie szły zbyt dobrze, więc zdecydowali znów przesunąć termin balu. Odczuwał dziwne uczucie. Zawsze chodził tam sam, ale w tym roku zapragnął towarzystwa. Nie wiedział tylko, kogo może zaprosić. Laura była zbyt denerwująca, Sharpey irytująca, a reszta dziewczyn miała już kogoś. Przeszło mu przez myśl tylko jedno. Weźmie dziewczynę z młodszej klasy. Jego spokój przerwała siostra głośnym krzykiem:
-Rocky! Ross! Riker! Ryland!- niezwłocznie postanowił się zwlec z łóżka.
-Co chcesz?- jego bracia też już byli na klatce schodowej i najstarszy zadawał pytanie.
-Zbierać tyłki, bo idziemy na pizzę-ogłosiła dziewczyna.
-Rydel...-jęknął Ross.
-Nie ma Rydel, tylko się rusz-śmiała się.
-No, ale ja nie chce!- krzyknął i wrócił do pokoju zamykając drzwi.
Rydel zaczęła płakać.
***
-Córciu, czemu nigdzie nie wychodzisz? Martwię się o ciebie.
-Mamo, nie mam tu motora, jestem uziemiona-wyjaśniła jakby to było oczywiste.
-No, ale Lau... Może my ci jakoś załatwimy ten motor-zaproponowała uśmiechając się.
-Naprawdę? Dziękuję!-podniosła się aby przytulić kobietę.
-Pomyślałam, że mogłabyś wyjść na plażę.
-To nie taki zły pomysł, ale nie mam towarzystwa- stwierdziła córka.
-Oj, to może kogoś poznasz?
-No ok-powiedziała pod nosem wstając.
Ubrana i spakowana ruszyła w kierunku pobliskiej plaży. Oczywiście przez kilka minut drogi cały czas miała słuchawki w uszach słuchając ulubionych piosenek. Gdy dotarła na miejsce rozłożyła leżak i postanowiła dalej słuchać muzyki opalając się. Po kilku godzinach leżenia ktoś zasłonił jej światło słoneczne. Otworzyła oczy, które wcześniej zamknęła.
-Laura?-spytała brunetka z deską surfingową w ramionach.
-Maia!-krzyknęła z uśmiechem wstając. Chciała przytulić dziewczynę.
-Co ty tu robisz?
-Przyjechałam na trochę. Chciałam odpocząć od problemów-wyjaśniła wskazując na leżak obok, aby Australijka spoczęła.
-Uuu, to źle-powiedziała przejęta.
-Nie musisz mi współczuć. Poradzę sobie- powiedziała z uśmiechem.-Widzę, że zaczęłaś już sezon?- wskazała na deskę opartą o piach.
-Tak, mega się za tym stęskniłam. Tak jak za tobą!-przyznała.
-Ja też, haha.
-A co do deski to ci coś obiecałam, ale w tamte wakacje nie chciałaś. Jak masz czas, to nauczę cię surfować!- postanowiła Maia.
-Nie, lepiej nie- zaśmiała się.
-Oj, będzie dobrze! Chodź!-pociągnęła ją.
***
-Ross ostatnio dziwnie się zachowuje. Nie chciał iść z nami na pizzę, buntuje się- zwierzał się Riker.
-Może się czymś przejmuje?-spytała Vanessa.
-Ale tak jest od kiedy Laura wyjechała-zauważył blondyn.
-Wykluczam opcję, że za nią tęskni.
-Może coś się stało?
-Nie wiem...
________________________________________________________________
Hello :D Zebrałam się i chyba wracam do pisania tego :D Może uda mi się jakoś skończyć jeszcze w tym roku. Taką mam nadzieję. Nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem Maiki :) Laia jako friendship goal? Przekonacie się sami :*

piątek, 27 maja 2016

Rozdział 13

Laura: No jaka jestem?
Ross: WKURWIAJĄCA ^^
różowa księżniczka: Ej, bez takich proszę!
Justin: Ross- wybrnie z każdej sytuacji XD
Laura: Rossie, muszę ci coś powiedzieć...
Ross: ?
Laura: Bo...
Laura: No bo twoje oczy są...
Ross: Wysłów się dziewczyno! :D
Laura: Są takie piękne
Vanessa: Lau, masz gorączkę?
Riker: Uzasadnij swój wybór Lauro :)
Laura: Bo są koloru gówna, tak jak Ross :*
Alice: Wiecie co? Cisnę za was bekę tylko :DDD
Ross: To super, a z tobą policzę się jak ruszysz dupę i przyjedziesz z tej Australii Marano.
Justin: Tylko weź mi przywieź jednorożca :*
Laura: Okej, a tak poza tym Lynch, to cię nie pocieszę. Nie wybieram się do waszej durnej budy.
Ross: Odszczekaj to! Teraz!
Laura: Chciałbyś :* A teraz żegnam, bo idę na plażę z Nate'm. Sorry not sorry. Adios mi amigos i idioto Lynch :*
***
Tak naprawdę to nie poszła na żadną plażę. Chciała tylko pokazać "jak świetnie się bez nich bawi". Brakowało jej Sky. Mogłaby chodzić wszędzie, ale z nią! Parę razy otrzymywała połączenie od Rydel, które ignorowała. Nie była w zbyt dobrym humorze leżąc na leżaku postawionym przez nią na balkonie. Usłyszała głos ojca krzyczącego, żeby zeszła na dół.
-Laura, musimy porozmawiać-rzekła jej matka siedząca przy stole w kuchni, a ojciec oparł się o framugę drzwi.
-Kochanie, mów co się dzieje-przemówił pan Marano.
-Nigdy nie opuszczałaś USA z byle jakiego powodu, coś się stało? Vanessa nawaliła?
-Nie, nie-próbowała się uśmiechnąć.
-To o co chodzi?- starsza kobieta uniosła brew patrząc na córkę.
-Chciałam odpocząć od szkoły. To dlatego, że w moim życiu wydarzyło się coś, czego nie chcę wspominać, więc o to nie pytajcie- powiedziała i wróciła do pokoju nawet nie czekając na odpowiedź. Miała wszystko gdzieś.
***
-Ross, podjąłeś jakąś decyzję w sprawie panny Marano?-spytał dyrektor. Właśnie rozmawiał z nastolatkiem w swoim gabinecie.
-Radziłem sobie bez asystentki, to i teraz poradzę!-stwierdził.
-Chcesz ją wyeliminować nawet po powrocie?- dopytywał Smith. Przewodniczący się zawahał.
***
-Mam pewien plan...-powiedziała Sharpey do Rebecy.
__________________________________________________________________________________
Powinniście mnie zrzucić z klifu, udusić a potem poćwiartkować. Jestem okropna. 2 MIESIĄCE BEZ ROZDZIAŁU. A powody to:
*szkoła (czyt. więzienie)
*nowy projekt (o którym wam na razie nie powiem, oj nie :D )
P.S. Sorry, że taki krótki ten rozdział :/


wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 12

-Że niby co? Ja mam tu siedzieć i planować bale, a ta hasa z kangurkami?!!!-krzyczał. Właśnie dowiedział się, że jego asystentka pojechała do Australii.
-Ross, posłuchaj. To była jej decyzja- powiedziała Scarlett.
-Jej pojebany łeb kazał jej w środku roku szkolnego jechać do Sydney?! To jest normalne według ciebie?- uczuciowo gestykulował Ross.
-No nie, ale...- Rydel odebrało mowę. Jej brat był w objęciach furii.
-Ale co? Co Rydel?- pytał desperacko szukając odpowiedzi- Nawet ty stoisz po jej stronie? Nie przymilajcie się tak, bo ona ma was w dupie- spojrzał na Rylanda.
-A skąd ty to możesz wiedzieć?- odparł młodszy niespodziewanie przybliżając się z pięścią.
-Nic o niej nie wiesz- splunęła Sky. Nie chciała tego, ale musiała bronić Laurę.
-Wiem może więcej niż wy wszyscy- odgryzł się. W głębi serca przyznał im rację. Prawie nic nie wie.
-Gdybyś wiedział na pewno teraz nie pojechałaby nigdzie- zarzuciła Vanessa.
-Van, spokojnie- Riker położył ramiona na jej barkach. Jedyny trzeźwo myślał i nie chciał żadnych kłótni.
-Ross, a może ty wiesz więcej- zaczęła Alice uroczym głosikiem. Była z nimi tylko dlatego, że chciała mieć pomysł na artykuł, a nie dla Laury czy blondyna.
-Ally, on?- wskazał Riker. Chciał obronić przewodniczącego.
-Mów dalej i go nie słuchaj- szepnęła Rydel.
-Coś mi się wydaje, że maczałeś palce w tym wyjeździe Laury... Może coś między wami zaszło?- pytała patrząc prosto w oczy. Była bezlitosna i zimna. To nie była ta słodka dziewczyna, którą pokochał Zac. Na pewno nie teraz.
-Ja?- wskazał na swoją twarz- Eeee... Niby ja?- jąkał się. Każdy dobrze wiedział, że Ross nie umie kłamać. Tym bardziej pod presją.
-Tak, ty- rzekła ze stoickim spokojem. Przekonujący głos także był wyczuwalny.
-Niee- jęczał. Wszyscy już widzieli, że kłamie.
-Powiesz mi o co chodzi?- spytała błagalnie Rydel.
***
Siedziała w samochodzie... Nic ją nie obchodziło. Liczyła się tylko muzyka i nowe życie. Bez stresu- tak pamiętała Sydney. Zero monotonii, możliwość normalnego życia. A może zacznie tam od nowa? Wrócić do LA nie chce. Na pewno do tej samej szkoły. Co zrobić dalej? Jak sprawić by wszystko miało sens. Poczuła wibrację telefonu, więc pewnie dostała smsa. Sprawdziła to.
Nieznany: Wróć dla mnie~~Ross :*
***
-Brown, odwal się- powiedziała szybko.
-Nie, nie odwalę się- rzekł próbując ją wystraszyć.
-Wiesz, że mnie tylko ranisz obecnością.
-Przestań wspominać to, co było kiedyś...
-Jak? Tego co mi zrobiłeś nie da się zapomnieć.
-Proszę... Zacznijmy wszystko od nowa- zachęcał padając na kolana. Ona nie reagowała.
-Zmieniłeś się, a ja pokochałam starego Justina- odeszła.
***
Riker nadał(a) nazwę konwersacji "Misja-pogodzić Rossa i Laurę".
Laura: Yyyy... Co to ma być kochani?
Alice: To co widzisz :D
Ross: Dołączę się do pytania Laury.
Vanessa: Jak nie chcecie pogodzić się sami, to będziecie to robić z naszą pomocą ;)
Ross opuścił(a) konwersację.
Riker: Rossy, Rossy... Ucieczka najprostsza :/
Riker doda(ła) do konwersacji Ross Lynch.
Ross: Ten pomysł mi się nie podoba.
Laura: Chociaż raz idiota z sensem gada!
Scarlett: Widzę, że nie pałacie do siebie przyjaźnią XD
Ryland: Hejka ziomeczki ;D Co taka napięta atmosfera? :')
Zac: Tak się składa, że Ross i Laura się kłócą XD Jak zawsze :'')
Justin: Co ja tu robię?
Max: Wierz mi ziom, też chce wiedzieć :)
Vanessa: Poczytajcie wyżej chłopaki :)
Niall: Okejka 
Rydel ustawiła swój pseudonim jako "różowa księżniczka ♥"
Rydel: Mam super pseudo :D Zazdrościcie? :''')
Ben: Nawet nie wiesz jak XD
Louis: Ja też chce być czymś ciekawym :P
Rydel ustawiła pseudonim Louis jako "jednorożec *.*"
Rydel: Może być Lou?
Fabian: Super :'') Ja bym go raczej idiotą nazwał XD
Zac: Weź nie rań chłopaka :)
Ross: Może byście nas wielce godzili? XD
Riker: Mówisz-masz! Powiedzcie z Laurą sobie coś miłego. Ross zaczyna.
Ross: Lauro jesteś bardzo eee....
Laura: No jaka? XD

____________________________________________________________________
Witam państwa! Lodo ruszyła dupę i coś napisała XD Postanowiłam wprowadzić wiadomości, niezbyt często spotykane na bloggerze :) Co sądzicie?

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 11

-Kuźna, co ty wyprawiasz?!!!- do pokoju Laury wkroczyła Vanessa.
-To co widzisz- stwierdziła spokojnie młodsza.
-Widzę, że ci odbija. Gdzie ty się pakujesz?!!!- krzyczała, kiedy brunetka wrzucała kolejne ubrania do walizki.
-Do rodziców. Dawno nie byłam w Australii- wyjaśniła spokojnie.
-Co się stało? Wiesz, że możesz mi powiedzieć-złapała ją za rękę.
-Im mniej wiesz, tym lepiej- powiedziała oschle.
-Jak nie ja, to może Sky coś zaradzi?
-Zawieziesz mnie na lotnisko?-zignorowała jej wcześniejsze słowa.
-Jeśli powiesz o co chodzi-upierała się Van.
-Zawieź mnie na lotnisko- nalegała.
-Mów o co chodzi!
-To zadzwonię po taksówkę- stwierdziła.
-Dzwoń- Vanessa nie zamierzała już dyskutować- powiem mamie, żeby cię odebrała w Sydney.
 ***
 -Alice, co znowu wymyśliłaś?- Zac zauważył w jej oczach ten błysk. Ten błysk, który informował o jakimś szatańskim pomyśle na nowy artykuł.
-Wywiad z Rossem Lynchem i Laurą Marano. Brzmi świetnie, prawda?- uśmiechnęła się.
-Już widzę jak oni się pozabijają- zaśmiał się.
-Ale Raura to ostatnio szkolny news!- przekonywała dalej.
-To może jeszcze im zainstaluj kamery w biurze- rzekł sarkastycznie.
-A wiesz, że zrobiłam to tydzień temu?
-Dziewczyno, zwariowałaś?!!!- złapał się za głowę- To naruszanie prywatności.
-Ale jeszcze nie przeglądałam nagrań-próbowała się usprawiedliwić.
-Nie ma żadnego "ale"! Zdajesz sobie sprawę, co chciałaś zrobić?!
-Ja... Ja... Ja nie myślałam, że to aż tak wielkie przestępstwo. A poza tym tak właśnie robią profesjonalni dziennikarze- tłumaczyła się płacząc.
-Al, zrozum, że ty nie jesteś jeszcze profesjonalną dziennikarką- pochylił się nad nią.
-No wiem...
-Ross jest chory, więc coś wymyślę i zdejmiemy tą kamerę. Pytanie tylko, gdzie jest Laura- zaśmiał się.
-Pójdę zapytać Sky czy jest- zaproponowała blondynka.
-To czekam- uśmiechnął się.
***
Siedział i rozmyślał. Przejął się ostatnimi zdarzeniami, aż się rozchorował. Chwycił skrzypce, na których rzadko grał, ale zdecydował się dziś to zrobić. Wstał, chwycił instrument i po kilku chwilach do jego uszu napływał uspokajający dźwięk. Chciał przestać myśleć o szkole i wymysłach jego rodzeństwa jako zastępców. Zajmował się tym Zac, ale Rydel czasem lubiła włożyć w takie rzeczy swe trzy grosze. Taka po prostu była. Rodzinna i pomocna niczym Stormie.
_________________________________________________________________________
Witam państwa! Coraz krótsze te rozdziały :/ Cierpię na brak weny i to pewnie dlatego. Nie mogłam nic z siebie wykrzesać. Ogółem jestem sobie od wczoraj chora i miałam niezłą gorączkę, ale już jest lepiej :D Będę miała wreszcie chwile i Biedronkę nadgonie XD To ja spadam oglądać, a potem poczytam komy ♥

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 10

 PRZEŁOMOWY ROZDZIAŁ DRODZY PAŃSTWO :*

Miała nad zwyczajnie dobry humor. Wczoraj wreszcie miała okazję osobiście wykurzyć tych intruzów ze swojego terenu.  Jak się okazało liderem gangu był ciemnowłosy nastolatek, o imieniu Jack, ale Lau i tak nazywała go obraźliwie "Gliną". Mówił brunetce, że jako dziewczyna nie może jeździć na motocyklu i dowodzić grupą. Już kilka dni temu naprawiła motor, a aktualnie siedziała w gabinecie w towarzystwie Lyncha. Sprawdzał dokumenty. Laura kserowała jakieś kartki. Podeszła do biurka i odkładając je uśmiechnęła się. Nie wiedziała nawet czemu. W tej samej chwili głowa blondyna została uniesiona znad papierów. Również się uśmiechnął.
***
Minęło sporo czasu. Relacja Rossa i Laury wyglądała praktycznie tak samo.Raz było lepiej, a czasem wręcz przeciwnie. Plan pogodzenia dwójki nie wyszedł ze względu na Laurę, która stwierdziła, że nie wytrzymuje z Lynchem kilku godzin, a co dopiero tydzień. Bal zgodnie przełożono na zimę. Każdy twierdził, że będzie więcej czasu na organizację. Zająć się nią podjęły się poukładana Vanessa, sprytna Alice oraz bezkonkurencyjna Rydel! Scarlett miała za zadanie rozpowszechnić wiadomość o imprezie i zmobilizować motocyklistów do pracy. Bez pomocy zabieganej Laury było to trudne zadanie. Znowu gang- znowu Brown~była to jej jedyna myśl. Dostała niby jakąś Hope do pomocy, ale w większości wyręczał ją właśnie Ryland Lynch, a nie ta "asystentka". Czasem wychodziła gdzieś z Shawnem Mendesem, ale nie wiązała z tym większych nadziei.Był dla niej tylko przyjacielem i nawet nie myślała o czymś więcej. Zraziła się do związków. W sumie to ON ją do nich zraził. Starała się doskonale to maskować, ale kilka osób znało ją z tej "słabej" strony.
***
Za to życie towarzyskie Rydel kwitło jak nigdy. Zaczęła imprezować w towarzystwie Ellingtona, co martwiło jej rodzeństwo. Czyżby ten chłopak miał na nią zły wpływ?
-Znowu źle policzyła- westchnął podirytowany Ross.
-Co mówiłeś?- spytała Marano.
-Nic ciekawego- nadal był zdenerwowany.
-A to nie mów- odpowiedziała obojętnie.
-Pójdziesz do Sharpey?
-Nie, sam sobie idź! Uważasz, że jesteś tu bogiem, a ja tylko cię wyręczam?! Gdybyś nie był taką świnią, może zdołałabym cię jakoś zaakceptować albo polubić, ale sam się o to prosisz!- wyuchła brunetka.
-Ja świnią?!!! Ja próbowałem do ciebie wyciągnąć rękę i się pogodzić, a ty co zrobiłaś?!
-Gdyby nie twój chory samorząd nawet nie przeszłoby ci to przez myśl- splunęła.
-Może i jest chory, ale mam jakiś start w przyszłość. A ty? Co dokonasz przez jeżdżenie motorkiem?!
-Nie motorkiem, tylko motocyklem!
-To jedno i to samo! Nawet nie umiesz się dogadać z człowiekiem!
-Tobie za to wychodzi to wspaniale- jej wypowiedź przepełniał sarkazm.
-Dziewczyno, weź się za siebie!
-Mówisz o mnie, a pomyśl o sobie. Co da ci ten twój samorząd za pięć lat? Kiedyś skończysz tę budę, pogódź się z tym Ross! A co z samorządu? Gówno!
-Osobiście odwołam swoją decyzję u Smitha- miał na myśli ją jako sekretarkę.
-Nie musisz mnie zwalniać! Sama to zrobię!
-Zaczekaj!- krzyknął. Był w tej chwili wulkanem emocji. Złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie.
-Em... Lynch?- spojrzała w jego oczy. Nienawidziła ich, ale czasem czuła, że mogłaby się do nich przekonać.
-Cicho- szepnął i niespodziewanie ją pocałował. Zszokowana Laura tylko się wyrwała i go spoliczkowała.
-Bydlak- krzyknęła trzaskając drzwiami. Ross został sam. Wiedział, że chodzenie za nią nic nie da. Nie była typem dziewczyny, za która się pobiegło i od razu wszystko stawało się lepsze. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Musiał obrać inną taktykę. Ale nie wiedział jaką...
***
-La... Lau... Laura....- westchnęła Vanessa widząc siostrę wchodzącą do domu. Przemknęła niczym błyskawica nie słuchając nikogo. Nie obchodziło ją nic. Chciała tylko znaleźć się na imprezie i zapomnieć o wszystkich smutkach. Płacząc sięgnęła po najwyższe szpilki jakie posiadała. Były to czarne buty ozdobione ćwiekami, które uwielbiała. Ubrała sukienkę tego samego koloru i udała się do łazienki. Tam chwyciła za lokówkę, a potem zabrała się za makijaż. Łzy minęły, a zamiast nich pojawił się uśmiech. Podobała się sobie. Wyszła zarzucając na siebie kurtkę przy okazji nucąc "Made in the USA" Demi Lovato.
_____________________________________________________________________________
Witam państwa! Dzisiaj tak jakoś krócej, ale (jak pisałam) przełomowy :) Mamy tego kissa jakimś cudem. TAKŻE KAŻDY KTO SIĘ CIESZY KOMENTUJE!

LBA

Każdy pewnie wie czym LBA jest, więc nie będę przypominać :) Pierwszy raz w życiu zostałam do niego nominowana, za co bardzo dziękuję Zawsze Uśmiechniętej. Przy okazji wbijać na "Ordinary Girl" <3 Także odpowiadamy!

1 Jak się dziś czujesz?
Nieźle ;) Co prawda trochę przytłoczona nauką, ale nie jest źle.

2 Ulubiona piosenka na dzisiejszy dzień?
Dziś jakoś cały czas słucham 3, więc pokażę wszystkie:

3 Możesz zamieszkać w innym miejscu, jakie to miejsce?
Hmm... Najchętniej mieszkałabym prawie wszędzie naraz, ale wybiorę Los Angeles. Ze względu na domek R5 XD i Hollywood :)

4 Ulubiony sport?
Mogłabym się nazwać wuefową pierdołą, ale umiem trochę grać w koszykówkę XD

5 Twój celebrity crush?
Jest ich setki tysięcy, ale wymienię kilku: Rossy, Riker, Shawn Mendes, Szymon Chodyniecki i wiele, wiele więcej.

6 Żelki czy czekolada?

Jak żyć? Ja nie wiem :/ Jeśli biała albo truskawkowa to czekolada, a normalnie żelki :)


7 Twój numer z dziennika?

To zabrzmi trochę psychicznie... Mam sobie piąteczkę jak R5 <3 I bardzo lubię ten numerek XD

8 Umiesz rysować?
Nie jestem jakimś mega artystą, ale wydaje mi się, że nieźle rysuje. Jest to jedna z moich pasji. Wstawię wam potem jakiś swój rysunek.

9 Jaki jest najlepszy serial na świecie?
Hmm.... Nie oglądam zbyt wielu seriali, ale mam kilka ulubionych. Dzięki jednemu poznałam swoich idoli i nigdy o tym nie zapomnę. Mowa tu o Lodovice Comello (z Violetty). Przez ten serial też zaczęłam zwracać większą uwagę na R5. Ostatnio natomiast wkręciłam się "Miraculum:Biedronka i Czarny Kot", przez Kota, który kojarzy mi się z Rossem. Miał być jeden serial, a ja się rozgadałam, jak zwykle XD

10 Masz najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę?
Owszem, mam i bardzo się z tego powodu cieszę. Tyle się teraz słyszy o fałszywych znajomych, a my z Wiktorią jesteśmy prawie nierozłączne. Co chwilę kłócimy się o błahostki, ale po dwóch, trzech minutach godzimy <3

11. Czytasz mojego bloga?

Jak zapewne wiesz, tak :) Czytam ten o Laurze i Hemmingsie (sorka, jak źle napisane), Riker i Selena i Ordinary Girl. :)

Teraz czas na mnie i moje pytanka :)
1. Ostatnia piosenka, której słuchałaś?
2. Ulubiony disneyowski film?
3. Kraszowany przez ciebie bohater filmu?
4. Truskawki czy gruszki?
5. Wattpad czy blogger i dlaczego?
6. Kto jest twoim OTP?
7. O jakiej porze dnia piszesz?
8. Skąd czerpiesz wenę?
9. Najpierw czytasz książkę czy oglądasz film? Uzasadnij wybór.
10. Twoje ulubione autorki?
11. Jak nazywasz swoich czytelników?

A teraz nominowani:
1. Zawsze Uśmiechnięta
2. Alex Rover
3. Smile and dream
Dopiszę kogoś wkrótce :)

wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 9

-Justin, serio?- spytała Sky widząc Browna, który właśnie się zjawił.-Potrzebowałam kogoś, kto ma pojęcie o fotografii, a Alice podsyła mi tu ciebie!
-Jestem i ja- spojrzała za siebie i zauważyła Shawna.
-Ty masz być modelem- wyjaśniła.
-Scarlett, mogłabyś szybciej załatwiać swe jakże cudowne pogaduszki z Mendą?- rzucił niemile Justin.
-Nazywam się Mednes- poprawił brunet.
-Ale jesteś Menda i się przymknij. Rusz tłusty tyłek i wskakuj w te spodenki od Sky i w tej chwili pozować.
-Brown, nie pozwalaj sobie!!-krzyknęła twardo Black.
-A bo co mi, kurwa, zrobisz?!
-Wiedz, że na pewno więcej niż ty mi.
***
-Ciebie pojebało?-spytała Laura wchodząc do gabinetu Rossa.
-O czym mówisz?- nie wiedział o co chodzi.
-Zjebie, idź coś zrób, bo Justin i Scarlett zaraz się pozabijają!-krzyknęła wskazując na okno.
-Oni przecież tak zawsze-westchnął obojętnie.
-Kurwa, Lynch, zaraz wjadę tu swoim motorem jak nie zabierzesz stamtąd  Browna-zagroziła zaciskając zęby.
-To twój przyjaciel- zaśmiał się pod nosem. Miał przed oczyma lata przyjaźni z chłopakiem.
-Ale kto tu jest, cholera, facetem?!- nie wytrzymała.
-Zrób ten raport za mnie- rozkazał wstając.
-Czekaj! Jak?- spytała.
-Policz to- wskazał na jakieś liczby- a potem idź do Delly.
-Ehh... Ten idiota- szepnęła wstając i wychodząc z gabinetu. Chciała odwiedzić swoją ekipę.
***
Siedzieli w swojej ulubionej kawiarni. Dopiero weszli i usiedli, więc nie zaczęli jeszcze mówić.
-Aż dziwne, że nie ma tej blond kelnerki, nie uważasz?- zagadadał Riker.
-Tej co miała na imię podobnie do twojego brata?- zaśmiała się Van. 
-Jak już mowa o moim bracie to ponoć rozmawiał wczoraj z twoją siostrą- zaczął Lynch.
-Laura coś tam marudziła na Rossa, ale wczoraj mniej- przyznała Marano.
-Ross wręcz przeciwnie- poinformował chłopak.
-O co znowu poszło?- spytała od niechcenia. Już przyzwyczaiła się do wiecznych kłótni ich rodzeństwa.
-Coś tam krakał, że prawie doszli do porozumienia, ale ona się w czymś z nim nie zgadzała- skrócił wersję wydarzeń.
-No to Lau tylko raz krzyknęła Ross Lynch Idiota mnie wkurwia.
-Wiesz co?- spojrzała na niego-Dlaczego oni skakają sobie do gardeł, a my się tak dobrze dogadujemy?- zastanawiał się.
-Wiesz, Ross ma swoje cele i do nich dąży, a Laura chce przeżyć swoje życie w wiecznej adrenalinie. Myślę, że to z tego powodu- wyjaśniła dziewczyna.-Oni nie są młodszymi kopiami nas. Obydwoje mają inne upodobania, różne charaktery.
***
-Serio, aż tyle się zmieniło?- spytała z niedowierzaniem brunetka.
-Tak- pokiwał głową Lou.
-Wiesz, że Justin z Benem prześcigali ten gang z Nowego Jorku?- zapytał Niall.
-Jaki gang?- czuła się dziwnie zadając to pytanie. Zawsze wiedziała o wszystkim pierwsza- Castella, o co chodzi?- spojrzała na Maxa.
-No jakiś Seth, Ashton, Luke i jakiś jeszcze ostatnio zajęli nasze tereny, więc zaproponowaliśmy pojedynek- wytłumaczył Włoch.
-Mam nadzieję, że wygraliście, bo jak nie to krucho z wami- zagroziła.
-Jasne, że tak- powiedzieli chórem.
-Lauruśka, mamy lekcje, także spadamy- powiedział Rocky patrząc na zegarek.
-Justin, zaczekaj- krzyknęła i nie pozwoliła chłopakowi się odezwać- Trzymaj się z dala od Scarlett- spojrzała wrogo i odeszła.
***
-Słucham, Sharpey?- powiedziała Rydel.
-Daj mi namiary na Sama.
-Jakiego Sama?- zaśmiała się nie wiedząc o co tamtej chodzi.
-No, tego ładnego Sama- mówiła dalej Mitchell.
-Ja nie znam żadnego Sama- oznajmiła zgodnie z prawdą.
-No Sama! Nie wiesz?- w tej chwili wszedł Ellington śmiejąc się.
-Mój braciszek ma branie- zrobił tak zwane brewki.
-Tobie o Mendesa chodzi?!- spytała jakby odkryła największą tajemnicę.
-Co za refleks- westchnęła- nie dziwię się, że jesteś blondynką.
-I kto to mówi?- zaśmiał się Ratliff wskazując na włosy Sharp.
-No sorry, pa- rzekła i odeszła.
-Masz życie w tym sekretariacie- zażartował.
-Wiem, jest cudownie- stwierdziła sarkastycznie.
-Oj, jak ci tak źle to chodź na spacer- zachęcił Ell.
-Za godzinkę, dobra? Mój fenomenalny braciszek i jego asystentka gdzieś sobie poszli, więc wszystko leży na mojej głowie- wyjaśniła brązowooka.
***
-Becky, czekaj- nie reagowała na jego krzyki.
 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zjebałam. Powiem tyle. Najgorszy rozdział ever zaraz po tym w połowie opublikowanym XD

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 8

Dwa tygodnie później nadal byli trochę skłóceni. Laura mówiła tylko wtedy, kiedy musiała. Ogółem ostatnio szczędziła słów. Zauważyła to nawet Vanessa, która bardzo rzadko z nią rozmawiała. Wiedziała tylko o zepsuciu się jej motoru, który był jej uzależnieniem. Domyśliła się także o kłótniach z Lynchem. Wracając do Lau właśnie szła piechotą do domu.Padał deszcz, ale jej to nie przeszkadzało. Chciała jak najszybciej być w domu, ale się na to nie zapowiadało. Miała jeszcze kilka kilometrów. Nagle usłyszała pisk hamujących opon. Zauważyła samochód Rossa.
-Oj, Lynch z samorządu cię wylali?- zaśmiała się.
-Wsiadaj, bo mamy do pogadania- rozkazał. Marano bez zastanowienia obeszła samochód i zajęła miejsce pasażera.
-Dobra, czego chcesz panie taksówkarzu?- przemilczał to i dopiero po chwili przemówił:
-Widzisz Lauro- zaczął nieśmiało- ja chciałem cię przeprosić, za tą sytuację u nas w domu, która miała miejsce jakiś czas temu.
-Aha?- bardziej spytała niż stwierdziła.
-Odwieźć cię do domu?- Ross zmienił temat.
-Jakbyś mógł- zwróciła się grzeczniej niż zwykle.
-A druga sprawa, którą mam to zażalenia na ciągłe kłótnie w naszym gabinecie. Rydel mówi, że nie może wtedy liczyć, a reszta uważa, że godząc się będziemy bardziej zgrani- uśmiechnął się patrząc na drogę.
-I co w związku z tym?- nie zrozumiała słów blondyna.
-Zac wysunął nam pewną propozycję.
-Powiało grozą- skomentowała- Jaką?
-Mam to przedyskutować z tobą. Powiedział, że wymyśli coś z samorządem, a my bez słów sprzeciwu będziemy musieli to zrobić- wyjaśnił.
-Zgadzam się, ale tylko dla świętego spokoju- powiedziała wysiadając, ponieważ byli na miejscu. Lynch niezwłocznie złapał telefon i napisał do Zaca.
***
-Hahahaha! Serio?- spytała Sky.
-Nie, na sztucznie- Mendes zrobił głupią minę. Właśnie wrócili z godzinnego oprowadzania po szkole. Black wykorzystała swój talent do nawiązywania kontaktów z ludźmi i szybko znalazła wspólny język z Shawnem.
-To co teraz robimy? Szkoła jest całkiem pusta-poinformowała.
-No to chodź, skoczymy na kawę- zaproponował chłopak.
***
Kilka dni później trwało spotkanie, na którym mieli coś ustalić o Rossie i Lau.
-No to siadajcie- zachęcał Zac. Wszyscy mieli omówić strategię godzenia (jak napisała Alice) Raury. Oprócz samorządu w pokoju był też gang Marano. Miejsce przy krótszym boku zajął Scott, a naprzeciw niego siedział Max.Justin także chciał tam usiąść, ale nie był w stanie. Nadal w głębi serca był przywiązany do kolegów z administracji, lecz tego nie okazywał. Pragnął jak najszybciej zakończyć spotkanie i wrócić do aktualnego życia.
-Kochani, przepraszam za spóźnieni!- do sali wpadła Scarlett. Tego momentu najbardziej się obawiała. Usiąść naprzeciw Browna i spojrzeć w jego oczy. W celu nieprzeszkadzania bez zastanowienia usiadła. Patrząc na jego czekoladowe tęczówki wszystkie wspomnienia wróciły. To było dla niej zbyt trudne. Nie patrząc na towarzystwo wybiegła jak najszybciej umiała.
-Co ona wyprawia?- szepnęli jednocześnie Ben, Zac, Louis i Alice.
-Ja po nią pójdę- zgłosił się nieświadom niczego Jus. Już dawno o wszystkim zapomniał.
-Wszyscy, tylko nie ty!- ostrzegła Lynch. Rydel wybiegła za Black.
-Vanessa, co się dzieje?- szepnął Riker do przyjaciółki.
-Później ci wytłumaczę- odpowiedziała.
-To co myślicie w naszej sprawie?- kontynuował przyjaciel Rossa.
***
-Becky, czy ta Alice jest w jakiś sposób ładniejsza ode mnie?- spytała Sharpey.
-Nie, skąd ci to do głowy przyszło?!- oburzyła się Reb.
-No bo Zac woli ją ode mnie- wytłumaczyła.
-Oj, daj sobie spokój z tym Zac'iem.
-Ale czemu? Znasz kogoś lepszego?- odezwała się Mitchell.
-Żebyś wiedziała- wyszczerzyła się.
***
-Idiota Lynch?!- krzyknęła otwierając drzwi.
-Też cię miło widzieć- zaśmiał się sarkastycznie.
-Dlaczego przyszedłeś? Czego ty ode mnie chcesz?- pytała. Była zdziwiona jego obecnością.
-Porozmawiać- wytłumaczył krótko.
-No to wchodź jak musisz- westchnęła.
-Wolałbym wyjść na jakiś spacer- spojrzała na niego jak na szaleńca- No wiesz, neutralny grunt- dodał po chwili.
-Ale nie do lasu?- zażartowała. Nie wiedziała nawet czemu.
-A tego się po mnie spodziewałaś?- lekko uderzył ją w ramię.
-Wróg mnie bije!!!- krzyczała ze śmiechem.
----------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Dzisiaj tak z opóźnieniem i jakoś chaotycznie i bez sensu :/

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 7

Wszystkim żonom Shawna chodzącej perfekcji Mendesa :* XD

-Słyszałaś co mówiła Sharp?- spytał gdy już zostali sami. Miał dosyć tego ciągłego kiwania głową i pisania wszystkiego.
-Nie, kurwa, głucha jestem- krzyknęła zła.
-Co ty tak drzesz tę japę?
-No bo przeszkadzasz mi w oglądaniu setki najlepszych motorów świata.- powiedziała unosząc jakieś czasopismo z motorem na okładce.
-Nie podskakuj, lala- zaśmiał się.
-No ja wiem, że jestem piękna, ale nie musisz nazywać mnie lalą- droczyła się. Podszedł do jej biurka, które niedawno wstawiono do gabinetu i się nad nim pochylił.
-Słuchaj młoda, jeśli mi podpadniesz możesz wylecieć z tej budy, także spinaj dupe- szepnął. Nie czekała na nic, tylko go spoliczkowała.
-Świnia-powiedziała z zaciśniętymi ustami.
-I kto to mówi?- odszedł do swojego stanowiska.
-Panie najlepszy, najpiękniejszy i najmądrzejszy- zaczęła sarkastycznie- idę do Sky.
-Chwilka, Laura. Przerwę masz za godzinę.
-Nie czekaj na mnie, bo moja stopa tu już dziś nie postanie!- krzyknęła zabierając torbę. W sekretariacie nie zauważyła Rydel, co ją bardzo cieszyło. 
***
<kilka minut wcześniej>
-Cześć chłopaki- uśmiechnęła się widząc Ratliffa i Mendesa, którzy weszli do jej biura.
-Cześć Rydel- szepnął młodszy, czyli Shawn. Głośniej zawtórował Ellington.
-Ach, zapomniałam-westchnęła uświadamiając sobie, że to pierwszy dzień nauki dla braci- Ktoś musi was oprowadzić. Zaczekajcie chwilkę, a kogoś znajdę. Tylko dajcie plany- powiedziała wychodząc gdzieś. Zajrzała do większości pomieszczeń, gdzie jej rówieśnicy pisali, liczyli i wykonywali różne czynności. Wszyscy byli zajęci. Zauważyła Sky pijącą sok obok tablicy ogłoszeń.
-Sky czekaj!- krzyknęła biegnąc.
-Co ty się tak wydzierasz? Co, Dell? -uśmiechnęła się.
-Pomożesz mi i oprowadzisz Shawna po szkole?
-Jasne. Nie mam aktualnie nic do roboty- przyznała Black.
-Dobra, to chodź- blondynka złapała ją za rękę i pociągnęła do sekretariatu.
-Ell ty idziesz ze mną, a Shawn ze Scarlett- wyjaśniła wychodząc. Ratliff zrobił to samo. W pomieszczeniu została tylko Sky i Mendes.
-Scarlett Black, redaktor naczelna gazetki- uśmiechnęła się wyciągając rękę w stronę bruneta.
-Shawn Mendes, na razie nikt- zaśmiał się nieśmiało.
-To co, Shawn? Idziemy?- wskazała na drzwi.
-Idziemy- powiedział trochę głośniej.
-Dasz spojrzeć na plan?- spytała zaraz po wyjściu.
-Proszę- uśmiechnął się.
-Dobrze, więc najpierw pokażę ci salę gimnastyczną- zarządziła.
***
Sky... Kiedy jej najbardziej potrzebowała szlaja się gdzieś. Nie miała pojęcia gdzie. Chciała wejść do jej gabinetu, ale przeszkodził jej w tym pewien głos.
-A gdzie się pani wybiera?- zaśmiał się Ryland, jak rozpoznała po głosie. Stał tuż za nią, więc się odwróciła.
-Chciałam pogadać z Black, ale jej nie ma- zasmuciła się.
-Pogadać powiadasz? Mam teraz godzinne okienko, przed treningiem koszykówki. Skusisz się na kawę?- wyszczerzył się brunet.
-Nie obrażaj się, ale raczej mnie nie zrozumiesz- powiedziała obojętnie.
-Problemy z Rossem? - na te słowa chciała iść, ale w ostatniej chwili złapał ją za nadgarstek- Posłuchaj, ja dobrze wiem, jaka jest między wami relacja. Znam Rossa bardzo dobrze, więc powiedz o co chodzi, a może coś zaradzę.
-Jesteś kochany RyRy, ale sama sobie lepiej poradzę- oznajmiła uciekając. Skierowała się w stronę schodów. Musi podskoczyć do chłopaków z gangu, bo ostatnio ich zaniedbała.
***
-Zac, to nie tak. Ja po prostu jej nie rozumiem!- wyjaśnił Ross. Właśnie popijał coca colę w towarzystwie najlepszego przyjaciela.
-Spróbuj pomyśleć jak ona. Może to coś da- zamyślił się Scott.
-Że niby ja mam być tak głupi jak ona? Nigdy! Ty siebie słyszysz Zacuś?!
-Wiesz co? Mam to gdzieś! Załatwcie te sprawę jak ludzie, bo nam już to zaczyna przeszkadzać- wstał z krzesła. Ross go zatrzymał:
-Zac, czekaj!- spojrzał na blondyna.
-Co moglibyśmy zrobić, żeby jakoś to wszystko poprawić?- spytał Ross z nadzieją. Nie ukrywał, że sytuacja z Lau była dla niego niekomfortowa.
-Przede wszystkim dowiedz się o co się boczy i ją przeproś. Laski lubią jak przepraszasz za nic, także zapunktujesz.
-Ale ona jest inna- nie wiedział czy mówi to w pozytywnym czy negatywnym sensie.
-Mam pomysł- uśmiechnął się Zac- przedyskutuj to z Laurą. My z samorządem wymyślimy coś, co ma was do siebie zbliżyć, a wy to wykonacie.
-Zrobię to tylko dla dobra samorządu- podkreślił ostatnie słowo.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Wena dopisuje, także macie nexta! Zachęciliście mnie do pisania swoimi 81 wyświetleniami z wczoraj! MIAZGA PO PROSTU! <3 Część z was już wie, ale dla powiadomienia reszty: szykuję się do bloga z Mendesem w roli głównej :) Kto się cieszy? Btw, obstawiajcie co uknuje nasz ukochany samorząd. Dodam, że macie ankietkę, z której głosy mega pomogą mi w pisaniu ciągu dalszego :) Także do napisania miśki :*

czwartek, 11 lutego 2016

Największa gapa bloggera- Lodovica Swift

Witam państwa! Chciałabym was SEEEEERDECZNIE PRZEPROSIĆ. Jak zauważyliście rozdział szósty jest meeeega krótki, bo przypadkiem opublikowałam wam tylko malutki kawałek :( Postanowiłam, że napiszę jego ciąg dalszy w tamtym poście, także nie gniewajcie się na mnie. Ps: NIGDY, PRZENIGDY NIE PISZĘ ROZDZIAŁU NA FONIE!

środa, 10 lutego 2016

Rozdział 6

Po zjedzonej pizzy wszyscy leżeli na kanapie. Oprócz Rossa, który nawet nie zszedł na jedzenie.
-Rydel, mogłabym się gdzieś położyć, bo boli mnie głowa- skłamała Laura. Miała już dosyć przebywania w towarzystwie. Była typem samotnika.
-Jasne, chodź za mną- powiedziała Dell wstając. Laura zrobiła to samo. Podczas przechodzenia panowała niezręczna cisza. Lynch postanowiła ją przerwać- I co? Masz już dosyć mojego braciszka?- zaśmiała się.
-Nie- mówiła z dziwnym akcentem- Mam tylko ochotę go zabić.
-Uuuu... No to nieźle- podsumowała blondynka.
-Oj, daj spokój Rydel.
-Rydel? Jaka Rydel?- zaśmiała się, na co Laura obdarowała ją dziwnym wzrokiem- Mów mi Delly.
-Dobra- zaśmiała się. Zauważyła, że są już na piętrze.
-Korytarzem na wprost. Pierwsze drzwi z lewej. Jakbyś czegoś potrzebowała Ross mieszka obok- poinstruowała odchodząc.
Lau otworzyła drzwi do pomieszczenia i od razu rzuciła się na łóżko. Miała zamiar pójścia spać, ale coś jej w tym przeszkadzało. Dźwięk gitary... Pobiegła do pokoju Rossa i nie pukając weszła. Zaczęła krzyczeć:
-Lynch, ty chory pojebie! Po chuj brzdękolisz na tej żałosnej gitarce kiedy ja chce kurwa spać?!
-Nie żałosna gitara tylko Luna- zaśmiał się pod nosem- Oj Marano, pukać to cię w domu nie nauczyli?
-A ciebie szanować potrzeb innych- prychnęła, ale nic nie odpowiadał. Spojrzała w jego ciemne oczy- Więc tak chcesz grać? W szkole grasz aniołka, a gdy nikt nie widzi jesteś gorszy ode mnie?- szepnęła pochylając się w jego stronę.
-Sama zaczęłaś tę grę, Marano.
-Wiedz, że ja ją wygram- była kilka centymetrów od jego ucha.
-Chcesz grać to graj. Dobrze wiesz gdzie skończysz- pouczył ją.
-No gdzie? Powiedz mi panie wzorowy i perfekcyjny!
-Jak będziesz się tak dalej zachowywać to w końcu przejedziesz kogoś tym motorkiem i resztę życia spędzisz na cmentarzu lub w więzieniu- wyjaśnił. Pierwszy raz w jej oczach pojawiły się łzy spowodowane obrażaniem.
-Jesteś podły!- krzyknęła wybiegając.
-Laura, czekaj...- szepnął- J-ja nie chciałem- rzekł nieśmiało. Brunetki już nie było. Postanowił nie biec za nią, bo dolałby oliwy do ognia.
***
Spojrzeli na siebie nawzajem, wzięli głęboki wdech i weszli do pomieszczenia. Rozejrzeli się i zauważyli dziewczynę. Była ubrana w białą koszulę, różowe spodnie i czarne szpilki. Blondynka patrzyła na jakieś kartki trzymane w dłoniach. Odważniejszy z nich, Ellington postanowił się przywitać. Szybko ocenił, że dziewczyna jest w ich wieku dlatego zaczął przyjacielskim:
-Cześć- na jego słowa Rydel odwróciła oczy-Dzwoniłem wczoraj.
-Hola, hola! A ty?- spojrzała na drugiego chłopaka. Był mniej więcej tego samego wzrostu.
-Em... Myślałem, że jak zadzwoni Ell ja nie będę musiał- powiedział bardzo cicho. Ryd już wywnioskowała jego nieśmiałość.
-No dobra, przymknę na to oko. A czy dyrektor wie, że będziesz nowym uczniem?
-Tak-odpowiedział za niego drugi.
-Dobra, mówcie chociaż imiona- zaśmiała się Lynch sięgając po długopis. Oczywiście różowy.
-Ellington Ratliff- powiedział ten, który się z nią przywitał.
-Shawn Mendes- szepnął drugi.
-Jesteście jakimiś braćmi czy coś?- ciekawość dziewczyny wzięła górę nad manierami.
-Przyrodnimi. Mamy tę samą matkę- zaśmiał się Ell.
-To już was prowadzę do mojego brata. 
***
Minął miesiąc. Laura ani razu nie odezwała się do Rossa. Dziwicie się pewnie jakim cudem razem pracowali? Blondyn pisał na kartkach polecenia a ona bez słowa sprzeciwu je wykonywała. Czasem chodziła po całej szkole, a innym razem kserowała jakieś dokumenty. Nie obchodziło ją nawet jakie. Zauważyła Sharpey wchodzącą do gabinetu.
-Hejka kochani- powiedziała swoim udawanym, słodkim głosem. Ross już wiedział, że czegoś chce.
-Czego chcesz Mitchell?- powiedział surowo blondyn.
-Oj, Rossy wyluzuj. Chciałam powiedzieć, że macie tu okropną organizacje. Jesienny bal powinien już być przygotowany a wy nawet o nim nie myślicie...
---------------------------------------------------------------------
NAPISANE DO KOŃCA! :D

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 5

Rozdział dedykowany Alex :*

Była jakaś siedemnasta. Zsiadła z motoru i udała się do domu. Jak zwykle rzuciła plecak w kąt jak każdy uczeń w piątek. Zauważyła Vanessę, która stała przed lustrem wiszącym na korytarzu. Była ubrana inaczej niż zwykle. Zamiast conversów i jeansów miała na sobie czarną, krótką spódnice i szpilki. Laura była bardzo zaskoczona. Jej siostra nie miała w zwyczaju wychodzić w piątek, na dodatek w takim stroju.
-Nessa gdzie się wybierasz?- spytała unosząc brwi.
-Też miło cię widzieć- zaśmiała się sarkastycznie- Z Rikerem mamy wyskoczyć na jakąś imprezkę a potem nocuję u Lynchów. Idziesz ze mną?
No i była pod ścianą. Z jednej strony chciała iść, ale jej mroczny charakter na to nie pozwalał. Zła strona nadal nie chciała ustąpić dobrej... Nie pójdzie- będzie czuć się głupio. Rydel rozwiązuje zadanie ratując jej życie, a ona nie chce jej odwiedzić, ale odwiedzając ją zrobi jej nadzieję na coś więcej. Przyjaźń z Dell nie była jej celem. Wręcz przeciwnie. Miała Sky i to jej wystarczało! Pójdzie- będzie musiała użerać się  z Rossem cały wieczór. W końcu on też tam mieszka. Chyba że powie, że przyszła z myślą o Rocky'm?
-Jestem zmęczona, ale Ryd prosiła także mogę iść.
-Widzę, że jesteś zmęczona. Mogę cię spakować, a ty tymczasem weź prysznic i się troszkę ogarnij- poinstruowała Van.
-Ale weźmiesz mnie do klubu- zaśmiała się robiąc kocie oczy.
 ***
-Dell zasmrodziłaś mi całą łazienkę babskimi perfumami!- krzyczał Rocky.
-Daj spokój. Przecież moje ukochane perfumy mają boski zapach- broniła produktu Rydel.
-Chyba według ciebie- westchnął chłopak.
-Podaj mi telefon, bo słyszałam dźwięk smsa- powiedziała blondynka, a Rocky niezwłocznie wstał i chwycił jej telefon. Po chwili czytała wiadomość:
Od: Vanessa :3 
Cześć Dells :) Mogłabym wziąć dziś ze sobą Laurę? :3
Do: Vanessa :3
Jeszcze pytasz? Jasne, że tak :D
Od: Vanessa :3 
Będziemy za godzinkę :*    
***
Karciła się w myślach. Po co idzie do Lynchów? Sama tego nie wiedziała... Siedziała z Van w samochodzie, który po chwili się zatrzymał.Teraz nie ma już innego wyjścia. Wysiadła z samochodu z niezadowoloną miną.
-A więc tu mieszka ten idiota- szepnęła pod nosem.
-Vanessaaaaaa!- krzyknęła Rydel wybiegając z domu. W drzwiach stał także Ross. Patrzył na siostrę jak na psychopatkę.
-Nie chcę nic mówić, ale jest tu też Laura- powiedział obojętnie.
-Lauuuuuuuuuuuuuuu!- kolejny krzyk wydał się z ust blondynki
-Ona tak zawsze?- zaśmiała się młodsza Marano podchodząc i przybijając piątkę z Rocky'm.
-Gdy widzi kogoś kto nie jest chłopakiem i kumplem któregoś z nas to tak- zaśmiał się.
-Ciekawą masz siostrę, nie powiem.
-No wiem- mruknął.
-O hejka- zauważyli Rylanda, który śmiał się z nich- Nie zauważyliście, że wszyscy już weszli?
-Nie...- obejrzała się Lau.
-Oj gapy wy moje- młody Lynch podszedł do nich kładąc ramiona na ich plecach. Laura czuła się niezręcznie.
-RyRy bierz te łapy!- pobiegła do domu za siostrą i przyjaciółką. Patrzyła na swoje buty, aż nagle poczuła, że na kogoś wpada.
-Oj, Laura, Laura nawet chodzić nie umiesz- zaśmiał się. Już po głosie rozpoznała Rossa.
-Mówi to osoba, która prawie cały dzień kazała mi chodzić po szkole- wyszczerzyła się. Miała zamiar od razu go zdenerwować i potem móc cieszyć się spokojem.
-Jak chcesz to zawsze mogę ci dać papiery i kalkulatorek- prychnął.
-Wolałabym motorek.
-A idź kierowco! Nie nadajesz się na stanowisko, które zajmujesz- patrzył jej w oczy mówiąc to. Nigdy się nie przejmowała wyzwiskami od Rossa, a teraz coś w niej drgnęło.
-No wiem, jestem na to zbyt zdolna!- wyszczerzyła się.
-Oszukuj się dalej!- odkrzyknął kierując się w stronę schodów znajdujących się obok.
-Chociaż zeszedł mi z drogi- uśmiechnęła się pod nosem. Weszła do (jak przypuszczała) salonu.
***
Rzucił się na łóżko. Nigdy nie miał nikogo aż tak dosyć jak jej. Po drodze oczywiście chwycił gitarę, która zawsze stała oparta o biurko. Teraz grał na skrzypcach, ale kilka lat temu jeszcze kochał grę na gitarze. Ogółem nie wracał do tego instrumentu, nie cofał się w czasie. Zagrał kilka bezmyślnych melodyjek, które uznał za rockowe. Myślał o pewnej brunetce, która wywróciła dziś jego dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. Miał jej to za złe. Nienawidził sytuacji gdy ktoś pojawiając się wszystko niszczy i zmienia. Był także uparty- tak jak Laura. Może właśnie te wspólne cechy przesądziły o ich kłótniach? Obydwoje tego nie wiedzieli i nie chcieli się dowiedzieć. Zawsze któreś odrzucało to drugie. Laura miała już w psychice wstręt. Ross... On sam nie wiedział co o niej myśli. Czasem irytowało go jej zachowanie, innym razem ją przepraszał i chciał dojść do porozumienia. Było także coś czego odczuwać się wstydził. Marano go na swój sposób intrygowała. Co takiego siedzi w tej dziewczynie? Diabeł? Dlaczego tak go nienawidzi? Czy kiedykolwiek się tego dowie?
***
-Rydel, jutro niestety musicie przyjść do szkoły. Zadzwoń do wszystkich- powiedział spokojnie Smith. Nic już nie mówiąc zakończył ich połączenie telefoniczne.
-Zmiana planów- uśmiech z ust Delly zniknął. Musiała powiedzieć rodzeństwu i przyjaciółkom- Jutro do szkoły.
-To wy chodzicie w soboty?- zdziwiła się Laura.
-Czasem...- westchnęła Vanessa.
-To robimy pizze!- krzyknął Ryland- Kto ostatni w kuchni, zmywa naczynia.
-To zafundujemy ci rękawiczki- powiedział Riker biegnąc do kuchni. W międzyczasie wystawił język najmłodszemu bratu. Reszta rzuciła się za nim.
-----------------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Raczej dwie albo trzy osoby czytające ten bezsens :) A więc nie mogłam się wysłowić ostatnio i dlatego rozdział tak późno. Mam nadzieję, że mi wybaczycie tak małą ilość myśli Rossa, ale na nie jeszcze trochę poczekacie :) Mam dla was niespodziankę w nexcie :) Tak wgl to dzisiaj tłusty czwartek (co za refleks XD) Ile pączków zjedliście? :D JA CHCE PIOSENKĘ RYLANDA!!!!!!~~moje jedyne pragnienie w tej chwili XD Mniejsza, bo zaczynam się trochę za bardzo rozpisywać :) Także komentujcie miśki :*

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 4

Rozdział z dedykacją dla Zawsze Uśmiechniętej :) Następny zgarnia ostatni komentator tego rozdziału!

-Ucisz się Laura-odpowiedział spokojnie.
-Najpierw przeczytaj a potem mi rozkazuj siedzieć cicho.
-No dobra- przysunął gazetkę do siebie- Coś ty znowu wymyśliła?- szepnął pod nosem. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to nagłówek. Postanowił przeczytać artkuł.

Raura- będziemy mieć nową parę w samorządzie?

Witajcie moi drodzy! Tutaj Alice i wasz ulubiony dział -"Herbatka z plotkami". Zwykle mówimy o wszystkim, jednak dziś zdecydowałam, że będziemy rozmawiać na jeden temat. Każdy już wie, że nasz samorząd przyjął ostatnio Laurę Marano w roli asystentki przewodniczącego. Dwójka ta nie przepada za sobą, ale niektórzy mają podejrzenia, że może podczas wspólnej pracy los ich połączy. Ross na pewno chciałby się zaangażować w taki związek, a Laura... No cóż, niekoniecznie. Ona ma już kilku chłopaków, ale nie jest z nimi w typowej relacji. Tak czy inaczej przypuszczam, że być może Lau wypełni dziurę w sercu Ross'a po stracie Sharpey. Chcielibyście by Raura zaistniała?

-Alice się dostanie od dyrektora-powiedział blondyn z kamienną twarzą. Tak naprawdę był zdenerwowany, ale odczuwał też lekkie zażenowanie.
-No ja mam nadzieję!- powiedziała Lau szybko ulatniając się z pokoju. Ross chwilowo zastanawiał się dlaczego, ale przypomniał sobie o matematyce, na którą prawdopodobnie się udała. On też musiał się na niej zjawić, ale wcześniej pomyślał, że uda się do dyrektora.
***
Tymczasem nasz blond pracoholik siedział w swoim biurze. Mowa tu oczywiście o Rydel. Mimo, że matematyka była jej ulubioną lekcją musiała jeszcze dokończyć raporty dla Smith'a. Nagle usłyszała dźwięk dzwoniącego telefonu. Był to oficjalny numer do East High. Bez zastanowienia przywitała tradycyjnym:
-Biuro Samorządu Uczniowskiego Liceum East High. W czym mogę pomóc?
-Dzień dobry. Moi rodzice kilka dni temu byli u pana Charlie'go Smitha (nie zabijaj mnie Alex, to nie Charlote XD~ od aut.) Dyrektor prosił, żebym zadzwonił tutaj. Mam być nowym uczniem placówki.
-Dobrze, rozumiem. Musisz umówić się na spotkanie z przewodniczącym oraz ze mną. Zaczekaj chwilkę, sprawdzę nasz terminarz- wyjaśniła zerkając do wielkiego zeszytu. Znajdowały się w nim wszystkie spotkania każdego członka samorządu.- Możesz przyjść jutro o jedenastej?
-Oczywiście- odpowiedział rozmówca.
-Jak się nazywasz? Muszę to zanotować- wyjaśniła Delly. Już trzymała swój ulubiony, różowy długopis. Dostała go na szesnaste urodziny od Rocky'ego.
***
-No to lekcje z elitą czas zacząć- zaśmiała się Laura siadając w ławce ze Sky.
-Witaj w klubie- usłyszała zza pleców nieznany głos. Wiedziała, że nie należy do kogoś z kim już rozmawiała. Szybko się odwróciła. Zauważyła bruneta z czekoladowymi oczami. Był trochę podobny do Rocky'ego i Rossa.
-Ryland Lynch- wyciągnął z uśmiechem rękę w jej stronę. Pomyślała, że nie ma nic do stracenia i podała mu swoją.
-Laura Marano. Miło poznać.
-Przyjemność po mojej stronie.
-A ty nie jesteś od nas młodszy?- wypaliła, a Scarlett spaliła ją wzrokiem.
-Jestem, ale przeskoczyłem trochę nauki i jestem na waszym poziomie-wytłumaczył. Dopiero teraz zauważył Black- O cześć, Sky!
-Jestem tu od pięciu minut. Cześć RyRy- zaśmiała się. Znali się z Rylandem i często rozmawiali. Był to jeden z najmilszych chłopaków, jakich znała. Ciekawiło ją dlaczego nie traktuje go jak Rydel. Z nią trzymała duży dystans, a do młodego Lyncha podchodziła na luzie. Scarlett znała swoją przyjaciółkę, ale czasem jej nie rozumiała.
-Cześć wszystkim- podbiegła do nich Alice. Usiadła z Rylandem i spojrzała na Laurę.
-Laura, możemy potem porozmawiać?- spytała. Brunetka tylko pokiwała głową. W tej chwili zjawiła się nauczycielka. Rzuciła dziennik na biurko, napisała jakieś równanie i wezwała asystentkę Rossa do tablicy mówiąc:
-Masz trzydzieści minut na rozwiązanie tego zadania. Potwierdzi ono jak przypuszczam twój niski poziom wiedzy matematycznej. Uczniowie, nie podpowiadać. Ja tymczasem pogram sobie na telefonie.
Brunetka niepewnie podeszła do tablicy. Zaczęła coś pisać, ale potem się zatrzymała. Usłyszała szepty w klasie. Spojrzała na Zaca i Ross'a w drugiej ławce:
-Stary, ja nie wiem jak można nie umieć zrobić takiego prostego przykładu- zaśmiał się blondyn. Zac nie reagował. Spojrzała w inne miejsce. Trafiło na ławkę Rikera i Vanessy. Siostra trzymała za nią kciuki, a jej towarzysz bazgrał w zeszycie. Uśmiechnęła się pod nosem widząc jej wsparcie. Sky robiła to samo, co Van. Natomiast Al. i RyRy szeptali między sobą:
-Ej, weźmy zróbmy to zadanie. Pomożemy Lau, bo jak ona tego nie rozwiąże, to Larson się wkurzy i będzie jej dokuczać- zaproponowała blondynka.
-W sumie czemu nie. Masz tu kartkę i napisz swoje rozwiązanie. Zrobię to samo i porównamy wyniki- poinstruował Lynch.
Laura skupiła się patrząc na tablicę. Nagle drzwi się otworzyły i do klasy wpadła zabiegana Rydel. Przeprosiła za spóźnienie i usiadła na swoim miejscu.
***
Nieszczęśliwe zakochanie... To właśnie było przyczyną nastroju Fabiana. Rose jak zawsze go nie zauważała. Siedział w swoim barze czekając na kelnerkę. Podeszła do niego blondynka, którą tak chciał dziś zobaczyć.
-Znowu ty- warknęła- Co chcesz?
-Mam na imię Fabian. I chcę się z tobą umówić.
-A ja z tobą niekoniecznie. To co ci podać?
-Twój numer- zaśmiał się.
-Tego nie mamy w menu. Gadaj, bo jak nie to przyślę tu sześćdziesięciopięcioletnią panią Kristen i nie będzie tak ciekawie.
-Sok pomarańczowy i naleśniki. Możesz chwilę zaczekać?
-Nie- chciała odejść, ale złapał ją za rękę.
-Skoro ty nie dasz mi swojego numeru, to ja ci dam mój- rozłożył jej dłoń, włożył czerwoną karteczkę i sporotem ją zacisnął.
-No niech ci będzie-uśmiechnęła się.
-Ale obiecujesz, że zadzwonisz?
-Obiecuję- powiedziała od niechcenia i udała się do kuchni.
***
-Boże, nie wiem jak wam dziękować- powiedziała Lau wychodząc z klasy w towarzystwie Alice, Sky i najmłodszego Lyncha.
-Nie ma sprawy- uśmiechnął się Ryland-Podziękuj mojej siostrze, bo to ona sprawdzała wynik.
-Dobra, to idę do Delly- oddaliła się od grupy i dogoniła blondynkę, która szła przed nią.
-Cześć Rydel. Chciałabym ci podziękować za to zadanie.
-Proszę. Możesz zawsze na mnie liczyć. Może pójdziemy teraz razem do Starbucks'a?- zaproponowała, na co uśmiech z ust Laury znikł.
-Chciałabym, ale obiecałam chłopkom, że spędzę z nimi trochę czasu- wytłumaczyła Marano.
-Dobra, rozumiem. A może przyjdziesz dziś do nas z Vanessą. Ma nocować u nas.
-Van? Nic nie mówiła. Przepraszam, ale śpieszy mi się trochę. Przemyślę to- odpowiedziała zbiegając ze schodów.
--------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich, którzy mają jeszcze cierpliwość do tego dziwnego czegoś! Kolejny nudny rozdział :/ A tak btw to co robi Lodo zamiast pisać rozdziałów? Cudny zestaw z matmy! Czujecie ten sarkazm? Ostatnio zastanawiałam się co zrobić z całą fabułą i rozdziałami, których mam trochę w zanadrzu. PUBLIKOWAĆ OD RAZU W FORMIE MARATONU CZY ZOSTAWIĆ? No to chyba na tyle :) Zachęcam do komentowania miśki!

środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 3

Rozsiadła się przy nowym biurku. Patrzyła znudzona na komputer, ale po kilku minutach usłyszała odgłos otwierających się drzwi. Ukazał się w nich jej wróg. Od razu spojrzała w inne miejsce. Brzydziła się kontaktu wzrokowego z Ross'em, jak zresztą z każdym. Trwała niezręczna cisza, którą blondyn postanowił przerwać:
-Witaj Lauro- uśmiechnął się, a ona chciała zwymiotować.
-Siema pedale-odburknęła. Nie obchodził ją specjalnie.
-I jak ja mam z tobą pracować?! Ty od razu wyzywasz mnie od części roweru, a ja chcę się kulturalnie przywitać- uniósł się. Według niego Laura zachowywała się jak pięcioletnie dziecko mszczące się na koledze za zepsucie zabawki, ale on nienawidził tych gierek. Nie raz próbował wyciągnąć do niej rękę i się pogodzić, ale zostawał wyśmiewany.
-Normalnie. Dobrze wiesz, że nie jestem tu z własnej woli.
-Mam dla ciebie kilka zadań na dziś i je spisałem. Proszę- wręczył kartkę Lau. Ona niezwłocznie na nią spojrzała:
 
"Lista rzeczy do zrobienia dla Laury Marano:
1.Idź do sekretariatu i poproś Rydel o wydrukowanie dokumentów.
2.Powieś ogłoszenia na tablicy na każdym piętrze.
3.Wcześniej poproś redakcję o ich zredagowanie.
4.Zaplanuj mi spotkanie z Zaciem i przerwę.
5.Przynueś egzemplarz gazetki szkolnej."
-Jak mało rzeczy jak na pierwszy dzień- stwierdziła sarkastycznie.
-Tylko pięć i nie umiesz ich zrobić?
-Poświęcę całe życie na to- westchnęła wychodząc z gabinetu.
-To zaczyna się koszmar- szepnęła pod nosem. Czuła wielkie zirytowanie. Była teraz w biurze siostry Lynchów, ale ku jej zdziwieniu jej nie było. Pokręciła się po nim chwilę, a blondynka zjawiła się z kilkunastoma segregatorami. Dell upuściła je na stolik i uśmiechnęła się na widok asystentki brata.
-Cześć. Przyszłaś pogadać?- spytała z nadzieją.
-Nie, twój braciszek idiota całkiem zwariował-westchnęła- Uważa, że zrobię wszystko, czyli pięć rzeczy w godzinę. Skseruj czy wydrukuj mu jakieś dokumenty.
-Okej- powiedziała Rydel podchodząc do drukarki. Momentalnie włączyła opcję "drukuj" i spojrzała na Marano- Już pozabijaliście się?- zaśmiała się.
-Chciałabym żeby Pedał nie żył, ale nie ma tak dobrze. Nie orientujesz się kto może napisać jakieś ogłoszenie?- zagadnęła Lau. Spytała blondynkę, ponieważ pomyślała, że ona musi wszystko wiedzieć.
-Ross rozmawiał o tym z Van, Sky i Alice, także nie wiem dokładnie.
-Dzięki Rydel, ja już idę dalej- powiedziała Lau chwytając kartki i zaniosła je Lynchowi nic nie mówiąc.
***
W gangu Laury panowała smutna atmosfera. Tylko Lou próbował wszystkich rozśmieszyć. Na marne. Nie mieli ochoty nic robić. Każdy z nich myślał tylko jedno- Laura jest stracona w samorządzie...
***
Alice kończyła drukowanie ostatniego egzemplarza gazetki. Była z siebie dumna.
-To będzie jeden z najlepszych numerów- stwierdziła Sharpey przebywająca w jej biurze.
-Wiem. Jak ja kocham Smitha za wyznaczenie Marano na sekretarkę Lyncha! Mamy artykuł i nową serię. Fani plotek się ucieszą- mówiła Ally.
***
Znowu ten alkoholowy odór. Nienawidziła, gdy się od niego roznosił. Wróciła jak zwykle, o czternastej. On spał w towarzystwie kilkunastu butelek. Oczywiście kilka ramek, naczyń i pamiątek było stłuczone, a wśród nich zdjęcie matki. Zmarła gdy ona miała kilkanaście lat. Nauczyła się żyć dalej, ale ból w sercu pozostał. Uroniła kilka łez i wyjęła zdjęcie. Pobiegła do swojego pokoju i szybko postanowiła je schować, tak żeby on go nie znalazł. Już kilka podarł po pijaku. Nienawidziła swojego życia. Codziennie to samo: ten idiota, praca i szkoła. Normą też było wycieranie wymiocin i sprzątanie po pijanym ojcu. Tak właśnie wyglądało jej więzienie zwane życiem. Nie raz chciała się wyprowadzić, ale wierzyła, że on się kiedyś zmieni i będzie tatusiem, który zabierał ja na lody, lekcje muzyki i do stadniny. Oszukiwała się świadomie. Częściej bywała w pracy niż w szkole...
***
Laura biegła do pokoju wspólnego. Aktualnie trwała przerwa, więc cały samorząd przebywał właśnie tam. Zastała Ross'a i Rikera grających w piłkarzyki, Alice robiącą kawę, Zaca i Sky czytających jakiś tekst i siostrę przeglądającą swoje ulubione blogi.
-Cześć Lau- zauważyła uśmiechniętą jak zawsze Rydel wychodzącą z jakiegoś pomieszczenia.
-Siemka wszystkim- powiedziała z udawaną radością. Wiedziała doskonale, że tu nie pasuje.
-No i moja asystentka jak zwykle milutka-westchnął przewodniczący. W jej oczach zauważył pełne nienawiści iskierki.
-Dobra, doskonale wiecie, że nie przyszłam się zaprzyjaźniać tylko po jakieś ogłoszenie. Kto je ma?- spojrzała na towarzystwo.
-Już prawie dokończyłam. Usiądź Laura, a potem dam ci je w moim biurze- wyjaśniła Sky.
- Chyba nie mam innego wyjścia- westchnęła siadając na kanapie. Podeszła do niej Rydel z filiżanką kawy. Nawet nie zauważyła kiedy ją zrobiła.
-To jak wam się razem pracuje?- zagadnął Zac. Było to pytanie, które nigdy nie miało paść według oczekiwań naszej dwójki. Ross spojrzał na Lau znaczący, by ona zaczęła mówić.
-Normalnie. Palant mi karteczkę zrobił i jestem laską na posyłki- mówiła z zmrużonymi oczami, które były oznaką złości.
-Nie martw się- uśmiechnęła się Alice- Rossy to świetny współpracownik i na pewno będziesz miała jeszcze szansę wykazania się.
-A kto powiedział, że chcę się wykazywać?- uniosła się Laura.
-Dobra, przystopuj laska- zaśmiał się Zac. Jedynie on miał taki talent przekształcania wszystkiego w żarty. Był takim człowiekiem jak Louis w gangu motocyklów. No, może był mądrzejszy.
-No niech wam będzie...
-No i super! Marano, przyjdź niedługo z tą gazetką bo muszę poczytać- rozkazał Ross.
-Coś ty taki na luzie?- brunetka uniosła brwi- A gdzie twoje "Lauro" bla, bla, bla?- ostatnie słowa wypowiedziała naśladując wroga.
***
 Odniosła dziwne wrażenie, że ten Lynch ma jeszcze w sobie odrobine luzu. Między znajomymi zachowywał się jak normalny chłopak, a nie Ross Idiota Lynch- przewodniczący tej głupiej propagandy zwanej samorządem. Ogólnie do jej członków miała mieszane uczucia. Z jednej strony czuła się jak idiotka między nimi, a z drugiej kilka osób wydawało się fajnych. Już wiecie jakie ma zdanie o Rossie, ale jego przyjaciel nie wydawał jej się taki zły. Inaczej za to patrzyła na jego dziewczynę. Alice znała jako wścibską dziennikareczkę,która szuka dziur w całym. Ciekawiło ją też dlaczego jest taka tajemnicza. Już z wyrazu twarzy zauważyła, że blondynka coś ukrywa. Laura postanowiła, że jeśli jej podpadnie niezwłocznie weźmie się za odkrywanie tego sekretu. Do Scarlett nie miała żadnych zastrzeżeń. Przyjaźniły się. Rydel. Ach, ta namolna Rydel... Gdyby nie spokrewnienie z Ross'em być może by się zaprzyjaźniły. Siostra, jak to siostra. Ignorowała Van. Wiedziała, że w samorządzie jest więcej osób, ale ich jeszcze nie poznała.
***
-Laurucha wychodzi za godzinę- poimformował Rocky.
-To co robimy?- spytał Niall.
-Ja bym się pobawił klockami- zażartował Lou.
-A ja od razu lalkami- przedrzeźniał go Fabian.
-Dajcie spokój! Przecież każdy wie, że Barbie są najlepsze-podsumował Justin. Na te słowa wszyscy wybuchli śmiechem.
-To idziemy na piwko do Rose?- zaproponował Fabian.
-Ty możesz iść zakochańcu! Zaproś chociaż na wesele-zaśmiał się Ben.
-Przeproście Laurę- powiedział kierując się w stronę motora.
-Ach, ta miłość- powiedział z udawanym zamyśleniem Rocky. Po raz kolejny się zaśmiali.
-No to czekamy na Lau- podsumował Niall.
***
-CO TO, KURWA, JEST???!- do gabinetu przewodniczącego wbiegła wściekła Laura- CHUJU JEBANY POZWALASZ NA TAKIE PUBLIKACJE?!!!- rzuciła w jego stronę jakieś papiery.Rozpoznał w nich gazetkę szkolną...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Dzisiaj taki trochę dziwny rozdział. Miałam jakiś dziwny powrót weny, ale to chyba fajnie, no nie? Nie ma to jak mieć ferie i być chorym :/ Dobra, koniec tej bezsensownej gadaniny :) Nie wiem kiedy next :/