czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział 20

Siedzieli przed szkołą. Panowała dosyć miła atmosfera. Każdy był czymś zajęty. Laura wycinała różne witraże na okna, które zawisną tam w dzień balu, jednocześnie gadając ze Scarlett, Shawnem i Ellingtonem. Tamta trójka natomiast rysowała plakaty. Evans jako jedyna poświęcała się swoim codziennym obowiązkom. Sharpey wraz z Rebecą planowały rozmieszczenie i grafikę na ściankę do zdjęć, co było pomysłem blondynki. Motocykliści, którym przypadło dość niemęskie zajęcie, rozplątywali materiały dekoracyjne do zawieszenia na suficie. Ryland znajdował się na sali gimnastycznej sprzątając ją wraz ze swoją drużyną koszykarzy. Riker i Vanessa tymczasem uzgadniali menu na ten dzień. Ross i Zac programowali stronę internetową, na której miały odbywać się wybory królowej i króla balu. Rydel pomagała im w tym namawiając uczniów do kandydatury w miedzy czasie wyciągając ich do sesji zdjęciowej na stronkę. Przyszła kolej również na Laurę, która została zapisana w tajemnicy przez znajomych. Zdecydowali, że zrobią to ma ostatniej imprezie, kiedy to Ross i Laura przesiadywali na plaży popijając winko. Dells od razu uśmiechnęła się, widząc zadowoloną Marano. Trochę głupio było zabierać nowym chłopakom uradowaną brunetkę, w szczególności, że był to rzadki widok. Niestety musiała to zrobić. Poprosiła Lau i idąc z nią do szkoły zamieniła kilka słów o ostatniej imprezie. Rydel zdążyła już trochę poznać porywczy charakter dziewczyny, więc unikała tematu swojego brata, choć ciekawiło ją ich niespodziewane zniknięcie. A może wcale nie wymknęli się gdzieś razem?
***
-Serio nie umiecie rozłożyć jakiegoś materiału?-spytała Vanessa widząc Rocky'ego zaplątanego w różową tkaninę.
-Mówię tym przygłupom, ale oni mnie nie słuchają-rzucił na swoją obronę Ben.
-Castella, rozplącz go-rozkazała dziewczyna Maxowi, który stał najbliżej poszkodowanego Lyncha.
-Louis, nie ciągnij w tą stronę, bo plączesz jeszcze bardziej-zauważył Justin.
-Chłopaki, uśmiech!-krzyknęła Alice, która właśnie podbiegła zrobić zdjęcie, po czym wybuchnęła śmiechem.
***
-Serio? Spójrz jak ja wyglądam?!-krzyknęła Laura, która właśnie dowiedziała się o celu swojej wizyty w szkole.
-Ładnie-zaśmiał się Ross widząc brokat na jej nosie. Znalazł się tam w wyniku wielkiej brokatowej bitwy, po której dziewczyna wszelkimi siłami próbowała się doprowadzić do porządku dziennego.
-I ty chcesz, żeby to zobaczyła cała szkoła?-spytała dla upewnienia się.
-No tak-stwierdził.
-Chyba cię już całkiem pojebało... Mogę chociaż poprawić makijaż?-zadała pytanie chwytając swoje lusterko i puder.
-Okej, ale szybko.
-Rooooooss!-w sali rozległ się głośny, piskliwy krzyk.
-Alice? Sharpey? Macie jakieś pytania?-uśmiechnął się przewodniczący widząc dwie blondynki.
-Właściwie propozycję-powiedziała Alice ze swoim tajemniczym uśmieszkiem.
-Tak, kochanie?-nagle zareagował Zac, który do tej pory nie dawał oznak życia.
-Sharp wymyśliła, żeby zrobić losowanie, na pary do balu. Wiesz, piszemy nazwiska na karteczkach i potem je losujemy. Wiem, że w szkole są pary, więc i to przemyślałam-zaśmiała się.
-Te osoby wykluczymy-zaśmiała się Sharpey.
-W sumie to nie brzmi źle, nie Ryd?-rozmyślał Ross czekając na zdanie siostry.
-Tak, mega fajny pomysł-uznała Lynch.
-A ja nie jestem przekonana-westchnęła Laura.
-Oj tam, dasz radę przecież! Chyba się nie boisz?-rzekł przewodniczący z porozumiewawczym wzrokiem.
-Ja? Chyba ty-docięła.
-Dobra, wy dwie możecie iść. Dells zajmij się tym pomysłem, a ja zrobię Laurze kilka zdjęć, ale chodź do sali 67-ponaglił chwytając aparat.
-Okej-powiedziała z uśmiechem.
Weszli do pomieszczenia, w którym rozłożony był green screen. Lau poczuła się lekko skrępowana, ale po docince Rossa rozluźniła się. Po kilku minutach zdjęła nawet kurtkę. Tymczasem Ross był najszczęśliwszym chłopakiem na Ziemi. Nadal nie wiedział, jakim sposobem tak szybko zyskał sobie sympatię ślicznej, intrygującej, a czasem porywczej i pyskatej brunetki. Taka właśnie była Laura. Czasami była spokojna jak niebo po burzy, a innym razem zmienna. Zdarzał jej się też stan nieustannej złości. Miała też drugą, jasną stronę. Potrafiła coś załatwić, dogadać się z samorządem, być wzorowa. Sama z siebie. To nie była przykrywka, tak jak w przypadku Rossa. Czuła się inaczej niż w tej pamiętnej chwili kiedy stała pod gabinetem Smitha chcąc się rozpłakać. Zrozumiała, że życie polega na próbowaniu nowych rzeczy.

1 komentarz: