Po zjedzonej pizzy wszyscy leżeli na kanapie. Oprócz Rossa, który nawet nie zszedł na jedzenie.
-Rydel, mogłabym się gdzieś położyć, bo boli mnie głowa- skłamała Laura. Miała już dosyć przebywania w towarzystwie. Była typem samotnika.
-Jasne, chodź za mną- powiedziała Dell wstając. Laura zrobiła to samo. Podczas przechodzenia panowała niezręczna cisza. Lynch postanowiła ją przerwać- I co? Masz już dosyć mojego braciszka?- zaśmiała się.
-Nie- mówiła z dziwnym akcentem- Mam tylko ochotę go zabić.
-Uuuu... No to nieźle- podsumowała blondynka.
-Oj, daj spokój Rydel.
-Rydel? Jaka Rydel?- zaśmiała się, na co Laura obdarowała ją dziwnym wzrokiem- Mów mi Delly.
-Dobra- zaśmiała się. Zauważyła, że są już na piętrze.
-Korytarzem na wprost. Pierwsze drzwi z lewej. Jakbyś czegoś potrzebowała Ross mieszka obok- poinstruowała odchodząc.
Lau otworzyła drzwi do pomieszczenia i od razu rzuciła się na łóżko. Miała zamiar pójścia spać, ale coś jej w tym przeszkadzało. Dźwięk gitary... Pobiegła do pokoju Rossa i nie pukając weszła. Zaczęła krzyczeć:
-Lynch, ty chory pojebie! Po chuj brzdękolisz na tej żałosnej gitarce kiedy ja chce kurwa spać?!
-Nie żałosna gitara tylko Luna- zaśmiał się pod nosem- Oj Marano, pukać to cię w domu nie nauczyli?
-A ciebie szanować potrzeb innych- prychnęła, ale nic nie odpowiadał. Spojrzała w jego ciemne oczy- Więc tak chcesz grać? W szkole grasz aniołka, a gdy nikt nie widzi jesteś gorszy ode mnie?- szepnęła pochylając się w jego stronę.
-Sama zaczęłaś tę grę, Marano.
-Wiedz, że ja ją wygram- była kilka centymetrów od jego ucha.
-Chcesz grać to graj. Dobrze wiesz gdzie skończysz- pouczył ją.
-No gdzie? Powiedz mi panie wzorowy i perfekcyjny!
-Jak będziesz się tak dalej zachowywać to w końcu przejedziesz kogoś tym motorkiem i resztę życia spędzisz na cmentarzu lub w więzieniu- wyjaśnił. Pierwszy raz w jej oczach pojawiły się łzy spowodowane obrażaniem.
-Jesteś podły!- krzyknęła wybiegając.
-Laura, czekaj...- szepnął- J-ja nie chciałem- rzekł nieśmiało. Brunetki już nie było. Postanowił nie biec za nią, bo dolałby oliwy do ognia.
***
Spojrzeli na siebie nawzajem, wzięli głęboki wdech i weszli do pomieszczenia. Rozejrzeli się i zauważyli dziewczynę. Była ubrana w białą koszulę, różowe spodnie i czarne szpilki. Blondynka patrzyła na jakieś kartki trzymane w dłoniach. Odważniejszy z nich, Ellington postanowił się przywitać. Szybko ocenił, że dziewczyna jest w ich wieku dlatego zaczął przyjacielskim:
-Cześć- na jego słowa Rydel odwróciła oczy-Dzwoniłem wczoraj.
-Hola, hola! A ty?- spojrzała na drugiego chłopaka. Był mniej więcej tego samego wzrostu.
-Em... Myślałem, że jak zadzwoni Ell ja nie będę musiał- powiedział bardzo cicho. Ryd już wywnioskowała jego nieśmiałość.
-No dobra, przymknę na to oko. A czy dyrektor wie, że będziesz nowym uczniem?
-Tak-odpowiedział za niego drugi.
-Dobra, mówcie chociaż imiona- zaśmiała się Lynch sięgając po długopis. Oczywiście różowy.
-Ellington Ratliff- powiedział ten, który się z nią przywitał.
-Shawn Mendes- szepnął drugi.
-Jesteście jakimiś braćmi czy coś?- ciekawość dziewczyny wzięła górę nad manierami.
-Przyrodnimi. Mamy tę samą matkę- zaśmiał się Ell.
-To już was prowadzę do mojego brata.
***
Minął miesiąc. Laura ani razu nie odezwała się do Rossa. Dziwicie się pewnie jakim cudem razem pracowali? Blondyn pisał na kartkach polecenia a ona bez słowa sprzeciwu je wykonywała. Czasem chodziła po całej szkole, a innym razem kserowała jakieś dokumenty. Nie obchodziło ją nawet jakie. Zauważyła Sharpey wchodzącą do gabinetu.
-Hejka kochani- powiedziała swoim udawanym, słodkim głosem. Ross już wiedział, że czegoś chce.
-Czego chcesz Mitchell?- powiedział surowo blondyn.
-Oj, Rossy wyluzuj. Chciałam powiedzieć, że macie tu okropną organizacje. Jesienny bal powinien już być przygotowany a wy nawet o nim nie myślicie...
---------------------------------------------------------------------
NAPISANE DO KOŃCA! :D
"zaśmiał się pod nosem" - że niby whaaat?! Ja się spodziewałam jakiegoś wyzywania, a ten "śmieje się pod nosem"?! Popieram Laurę, Ross. Jesteś chorym pojebem -.-
OdpowiedzUsuń.
.
.
No, złotko, Marabi przycumował do odpowiedniego portu. Jestem pierwsza na 100 pro, bo mija chora starszyzna kazała mi wstać o wpół do szóstej. Kurwa, drzwi poobklejali, bo ma dzisiaj przyjść facet, który będzie wywalał ścianę w kuchni.
No nic...
Krótki! Czemuż to?? Co, barak weny, czasu i school, nie? Rake, znam ten ból. Wczoraj mu biologiczka pałę wjebała, bo podpowiedziałam koleżance jak ją pytała.
-.-
Ni więc, nie wiem co mam napisać, bo jest mega krótki i mało się dzieje. Ale tak ogólnie, to się wciągnęłam ;)
To do napisania, Lodzio :-*
~ Marabi zwany również Alex ;)
Ja to przypadkiem opublikowałam :( xd Lodo niezara xD
UsuńDobra, to ja nie będę już się rozpisywała nad rozdziałem, ale daje znaka, że czytałam i...
UsuńO CHOLRCIA, SHAWN PIEPRZONA PERFEKCJA (chociaż Gilinsky lepszy...) MENDES GRA W TYM OPOWIADANIU, I W DUPE, MATKO PRZENAJŚWIĘTSZA, ZARAZ ZEJDĘ NA ZAWAL, HELENA, KARETKA, ALE TO JUŻ!!! KUFA KUFA KUFA... NIE ŻYJĘ.
AJM DED FENK JU GERL :-*
SZONOMOMOMOMOMOM
HIR JU AR CZY JAK TO TAM BYŁO XD I TAK NASZA PERFEKCJA GRA <3 ŻYJ MI TU I NIE UMIERAJ! BO KTO BD ROSSDZIAŁY KOMENTOWAŁ? XD
UsuńBardziej mi pasuje JUR ŁELKOM. No nic, jak widzisz żyj :) Przecież obiecałam takiej jednej (nie pytaj, nie zaznasz) że dotrwam do końca, nie? ;)
UsuńNo dotrfasz :* :D Jak nie zacznę robić z tego hiszpańskiej telenoweli i ci się nie znudzi XD
UsuńWitam !
OdpowiedzUsuńWchodzę na bloggera i widzę, że coś napisałaś.
"Jeee! Nowy rozdział"
A więc wchodzę i taki:
-Co? To jest tak krótkie jak mój prolog.
Ahhhhaaa!
A tak na serio to bardzo mi się podoba <3
Czekam na next i ta tego bloga z kraszem :*
Pozdrawiam!
Buziaczki <3
Bo to przypadkiem opublikowałam :/ xd
UsuńUuuu Laura ma focha
OdpowiedzUsuń