poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 15

Świetnie bawiły się serfując. Przynajmniej w przypadku Mai... Laura jeszcze się uczyła i nie szło jej dobrze.
-Dziewczyno, mieszkasz w Los Angeles i nie umiesz serfować?- dziwiła się brunetka.
-No tak jakby... Nie przepadam za wodą-mówiła próbując ukryć uczucie. Spuściła głowę.
-Boisz się wody?-spytała, na co dziewczyna nieśmiało pokiwała głową.
-Tak...Wstydziłam się przyznać, ale nie koniecznie przepadam za wodą.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się- Ja i mój kolega bardzo często surfujemy i na pewno on ci pomoże. Już pomógł kilku osobom przezwyciężyć ten lęk-wzięła ją za rękę. Była inną Laurą niż ta motocyklistka z East High. Nie wiedziała co tak na nią działało.
***
-Rydel mam pomysł-mówiła Scarlett.
-Słucham-odpowiedziała blondynka.
-A może odłożymy ten bal na koniec roku bądź wiosnę?  Wiesz, organizacja szwankuje, wszyscy mają tego dość.
Tak naprawdę myślała o Lau. Chciała, by przyjaciółka chociaż raz pojawiła się na jakiejś szkolnej imprezie, choć widziała, że to nie w jej stylu Nie wiedziała jak, ale chciała wszystko opóźnić, aby Marano mogła iść na bal, lecz od kiedy wyjechała pisały tylko kilka razy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie odzywała się do reszty. Była jeszcze bardziej nieobecna niż zwykle, a Sky nie wiedziała jak jej pomóc.
***
-Dobra, chłopaki koniec!-krzyknął trener.
Właśnie skończył się trening koszykówki, na którym obecni byli Ryland i jego koledzy. Wybiegli z sali gimnastycznej i szybko skierowali się w stronę pryszniców. Po ogarnięciu się wyszli, a kapitan opuścił salę ostatni. Trener Dods wcześniej zrobił to samo i kazał Lynchowi zamknąć pomieszczenie. Brunet zabierał się za wykonywanie polecenia, w czym przeszkodził mu nowy uczeń. Był to wysoki brunet, znajomy Scarlett.
-Cześć. Ty jesteś Ryland, kapitan drużyny, prawda?-spytał z promiennym uśmiechem.
-To ja. A tak w ogóle to hej- oznajmił z radością RyRy.
-Nie potrzebujesz kogoś nowego? Bo wiesz, ja w poprzedniej szkole byłem kapitanem i chciałbym kontynuować pasję tu- mówił bardzo nieśmiało.
-Słuchaj, u nas jest pełny skład, ale jeśli chcesz i będziesz dobrze grać to może będziesz rezerwowym.
-Dzięki. To kiedy mogę przyjść na jakieś eliminacje?-spytał Shawn.
-Dam ci znać kiedyś. Shawn, tak?-na słowa kapitana chłopak pokiwał głową potwierdzając.
-Okej, dzięki.
***
Białe pomieszczenie. Bardziej przypominało jakąś otchłań. Nie wiedziała jak to opisać. Stała mniej więcej po środku. Otaczało ją idealnie ustawione grono blondynów. 
-Ile was tu jest? Jestem w piekle?-krzyknęła przerażona. 
-Jeszcze nie, Marano- odrzekł ubrany w koszulę w kratę i okulary Ross.
-Co ja tu w ogóle robię?-zadała kolejne pytanie. 
-Teoretyczne przebywasz tu-odrzekła przebrana za chemika postać przewodniczącego.
-Okej, Rossowie, powiedzcie mi w jakim celu tu przebywam-zachęciła.
-O nic nie pytaj, a porozmawiaj z każdym z nas-polecił znów ten w koszuli.
-Dobra, cześć-podała rękę blondynowi w skórzanej kurtce. Nie wiedziała jak, ale przez ten gest jej ubranie również zamieniło się na takie.
Rozmawiała z kilkonastoma po kolei. Ross buntownik, od którego zaczęła, Ross imprezowicz, nieśmiały Ross, kujon Ross, miły Ross i wiele, wiele innych. Niektórzy byli sympatyczni, a z jakimiś nie potrafiła odnaleźć wspólnego języka. Nie rozumiała tego, że w tym idiocie jest jednak coś ludzkiego. Nie przejmowała się, że to nie prawdziwy Lynch. Po prostu ogarnęło ją zaskoczenie.
________________________________________________________________
Witam państwa! Zbliżają się wakacje, a wiecie co się z tym wiąże? Będę miała czas do pisania i rozkręcę trochę akcję. Kto też się meeega jara jak ja? 

1 komentarz:

  1. Idą wakacje i znowu nie mam czasu :(
    Ale na pewno będę komentować.
    Super rozdział.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń