Siedzieli przed szkołą. Panowała dosyć miła atmosfera. Każdy był czymś zajęty. Laura wycinała różne witraże na okna, które zawisną tam w dzień balu, jednocześnie gadając ze Scarlett, Shawnem i Ellingtonem. Tamta trójka natomiast rysowała plakaty. Evans jako jedyna poświęcała się swoim codziennym obowiązkom. Sharpey wraz z Rebecą planowały rozmieszczenie i grafikę na ściankę do zdjęć, co było pomysłem blondynki. Motocykliści, którym przypadło dość niemęskie zajęcie, rozplątywali materiały dekoracyjne do zawieszenia na suficie. Ryland znajdował się na sali gimnastycznej sprzątając ją wraz ze swoją drużyną koszykarzy. Riker i Vanessa tymczasem uzgadniali menu na ten dzień. Ross i Zac programowali stronę internetową, na której miały odbywać się wybory królowej i króla balu. Rydel pomagała im w tym namawiając uczniów do kandydatury w miedzy czasie wyciągając ich do sesji zdjęciowej na stronkę. Przyszła kolej również na Laurę, która została zapisana w tajemnicy przez znajomych. Zdecydowali, że zrobią to ma ostatniej imprezie, kiedy to Ross i Laura przesiadywali na plaży popijając winko. Dells od razu uśmiechnęła się, widząc zadowoloną Marano. Trochę głupio było zabierać nowym chłopakom uradowaną brunetkę, w szczególności, że był to rzadki widok. Niestety musiała to zrobić. Poprosiła Lau i idąc z nią do szkoły zamieniła kilka słów o ostatniej imprezie. Rydel zdążyła już trochę poznać porywczy charakter dziewczyny, więc unikała tematu swojego brata, choć ciekawiło ją ich niespodziewane zniknięcie. A może wcale nie wymknęli się gdzieś razem?
***
-Serio nie umiecie rozłożyć jakiegoś materiału?-spytała Vanessa widząc Rocky'ego zaplątanego w różową tkaninę.
-Mówię tym przygłupom, ale oni mnie nie słuchają-rzucił na swoją obronę Ben.
-Castella, rozplącz go-rozkazała dziewczyna Maxowi, który stał najbliżej poszkodowanego Lyncha.
-Louis, nie ciągnij w tą stronę, bo plączesz jeszcze bardziej-zauważył Justin.
-Chłopaki, uśmiech!-krzyknęła Alice, która właśnie podbiegła zrobić zdjęcie, po czym wybuchnęła śmiechem.
***
-Serio? Spójrz jak ja wyglądam?!-krzyknęła Laura, która właśnie dowiedziała się o celu swojej wizyty w szkole.
-Ładnie-zaśmiał się Ross widząc brokat na jej nosie. Znalazł się tam w wyniku wielkiej brokatowej bitwy, po której dziewczyna wszelkimi siłami próbowała się doprowadzić do porządku dziennego.
-I ty chcesz, żeby to zobaczyła cała szkoła?-spytała dla upewnienia się.
-No tak-stwierdził.
-Chyba cię już całkiem pojebało... Mogę chociaż poprawić makijaż?-zadała pytanie chwytając swoje lusterko i puder.
-Okej, ale szybko.
-Rooooooss!-w sali rozległ się głośny, piskliwy krzyk.
-Alice? Sharpey? Macie jakieś pytania?-uśmiechnął się przewodniczący widząc dwie blondynki.
-Właściwie propozycję-powiedziała Alice ze swoim tajemniczym uśmieszkiem.
-Tak, kochanie?-nagle zareagował Zac, który do tej pory nie dawał oznak życia.
-Sharp wymyśliła, żeby zrobić losowanie, na pary do balu. Wiesz, piszemy nazwiska na karteczkach i potem je losujemy. Wiem, że w szkole są pary, więc i to przemyślałam-zaśmiała się.
-Te osoby wykluczymy-zaśmiała się Sharpey.
-W sumie to nie brzmi źle, nie Ryd?-rozmyślał Ross czekając na zdanie siostry.
-Tak, mega fajny pomysł-uznała Lynch.
-A ja nie jestem przekonana-westchnęła Laura.
-Oj tam, dasz radę przecież! Chyba się nie boisz?-rzekł przewodniczący z porozumiewawczym wzrokiem.
-Ja? Chyba ty-docięła.
-Dobra, wy dwie możecie iść. Dells zajmij się tym pomysłem, a ja zrobię Laurze kilka zdjęć, ale chodź do sali 67-ponaglił chwytając aparat.
-Okej-powiedziała z uśmiechem.
Weszli do pomieszczenia, w którym rozłożony był green screen. Lau poczuła się lekko skrępowana, ale po docince Rossa rozluźniła się. Po kilku minutach zdjęła nawet kurtkę. Tymczasem Ross był najszczęśliwszym chłopakiem na Ziemi. Nadal nie wiedział, jakim sposobem tak szybko zyskał sobie sympatię ślicznej, intrygującej, a czasem porywczej i pyskatej brunetki. Taka właśnie była Laura. Czasami była spokojna jak niebo po burzy, a innym razem zmienna. Zdarzał jej się też stan nieustannej złości. Miała też drugą, jasną stronę. Potrafiła coś załatwić, dogadać się z samorządem, być wzorowa. Sama z siebie. To nie była przykrywka, tak jak w przypadku Rossa. Czuła się inaczej niż w tej pamiętnej chwili kiedy stała pod gabinetem Smitha chcąc się rozpłakać. Zrozumiała, że życie polega na próbowaniu nowych rzeczy.
I hate him
czwartek, 15 grudnia 2016
niedziela, 4 grudnia 2016
Rozdział 19
-Lubisz być niegrzeczna, no nie?-spytał blondyn z uśmieszkiem.
-Jeszcze tego nie zauważyłeś?-spytała lekko sarkastycznie.
-Mam pomysł. Ucieknijmy, urwijmy się gdzieś stąd. Mam ochotę z tobą pogadać-oznajmił.
-Czekaj, napiszę smsa Nessie, żeby się nie martwiła-powiedziała w międzyczasie wyciągając telefon i redagując krótką wiadomość.Chłopak stał w ciszy czekając na brunetkę.
***
Siedziała na plaży czując wiatr we włosach. Zdążyli dopiero przyjechać, znaleźć miejsce do siedzenia i wlać do jednorazowych kubków kupione po drodze wino. Trwała dosyć niezręczna cisza. Brunetka postanowiła ją przerwać.
-Widzę to-stwierdziła spokojnie.
-Ale co?-spytał Ross marszcząc brwi.
-Kochałeś jeździć. Oczy ci się świecą na motorze-zauważyła.
-Eh, nie wiem...-stwierdził wymijająco, ale dziewczyna kontynuowała temat.
-Czemu przestałeś jeździć? Przecież to twoja pasja.
-Pamiętasz, jak przyjechałaś parę lat temu do Los Angeles? Ta historia miała miejsce dosłownie pół roku wcześniej. Kiedyś byłem jak ty. Odważny, szalony, pyskaty czasem-zaśmiał się-a moje życie nie miało wad. Też miałem swój gang, podobnie jak ty. Ja i Justin byliśmy największymi łobuzami w mieście. Jak to mówię, to pewnie trudno ci uwierzyć, ale tak było. Tyle, że my byliśmy zamieszani w nielegalne wyścigi na terytorium całych Stanów. Moja dziewczyna, Jane, też miała bzika na punkcie motoryzacji. Trochę mi ją w sumie przypominasz. Pamiętam ten wieczór jakby to było wczoraj. Nasz squad przyjechał na finały w Vegas. Jane, jako najlepsza z dziewczyn miała startować razem z moim przyjacielem, Matthew.
-Pewnie wygrała, no nie?-spytała Lau zasłuchana opowieścią.
-Wygrywała, ale potem wyprzedziła ją Christina, taka laska z Meksyku. Jane była dosyć uparta i postanowiła, że tym razem wygra. Pamiętam to skrzyżowanie nadal, jej wyraz twarzy, każdy szczegół kiedy zdecydowała się jechać na czerwonym świetle. Wszystko byłoby okej, ćwiczyliśmy w domu tę sztuczkę, gdyby nie ta rozpędzona ciężarówka. Z osoby, którą kochałem została miazga. Widziałem wszystko dokładnie. Byłem tam i nie mogłem nic zrobić. Jane nie żyła. Nie żyła przez tą okropną maszynę.
-Nie wiem co powiedzieć, tak mi przykro-zaczęła Laura.
-Nic nie mów. Byłem załamany, rzuciłem to wszystko i stałem się taki, jakim jestem teraz-skończył, a brunetka zdecydowała się na złapanie go za rękę.
-Przykrywka, rozumiem?-spytała.
-Taka jak twoja, tyle, że ja nie wiem co ukrywasz-uśmiechnął się smutno.
-Kiedyś może się dowiesz...
-Widzę, że jesteś inna już od dłuższego czasu. Chyba kiedy zaczęłaś mi pomagać to przejrzałem na oczy.
-Inna, czyli jaka?
-Masz uczucia. Może są ukryte gdzieś bardzo głęboko, ale widzę, że je masz-stwierdził patrząc jej w oczy.
-Nic o mnie nie wiesz-wycedziła czując nagły przypływ niewyładowanej złości.
-Może i nic nie wiem, ale chciałbym coś wiedzieć. Możesz mi zaufać tak jak ja zaufałem tobie. Powiedziałem ci rzeczy, których nikt o mnie nie wie, nawet moje rodzeństwo. Tylko Justin pamięta to. Nawet nie wiesz jakie wyrzuty sumienia mam, że wciągnąłem w to motorowe gówno Rocky'ego. Ale wiesz co? Czasem tęsknię za tymi czasami, kiedy byłem królem życia...Mimo wszystko nie żałuję. Te sytuacje sprawiły, że jestem tu i teraz, z tobą-uśmiechnął się lekko. Laura ledwie to zauważyła.
__________________________________________________________________________________
Hejka! Chyba trochę za bardzo poszalałam z tymi sekretami, które zdradziłam tutaj, ale myślę, że to fajnie kontynuuje akcję i chcąc nie chcąc zbliżamy się powoli do końca :)
-Jeszcze tego nie zauważyłeś?-spytała lekko sarkastycznie.
-Mam pomysł. Ucieknijmy, urwijmy się gdzieś stąd. Mam ochotę z tobą pogadać-oznajmił.
-Czekaj, napiszę smsa Nessie, żeby się nie martwiła-powiedziała w międzyczasie wyciągając telefon i redagując krótką wiadomość.Chłopak stał w ciszy czekając na brunetkę.
***
Siedziała na plaży czując wiatr we włosach. Zdążyli dopiero przyjechać, znaleźć miejsce do siedzenia i wlać do jednorazowych kubków kupione po drodze wino. Trwała dosyć niezręczna cisza. Brunetka postanowiła ją przerwać.
-Widzę to-stwierdziła spokojnie.
-Ale co?-spytał Ross marszcząc brwi.
-Kochałeś jeździć. Oczy ci się świecą na motorze-zauważyła.
-Eh, nie wiem...-stwierdził wymijająco, ale dziewczyna kontynuowała temat.
-Czemu przestałeś jeździć? Przecież to twoja pasja.
-Pamiętasz, jak przyjechałaś parę lat temu do Los Angeles? Ta historia miała miejsce dosłownie pół roku wcześniej. Kiedyś byłem jak ty. Odważny, szalony, pyskaty czasem-zaśmiał się-a moje życie nie miało wad. Też miałem swój gang, podobnie jak ty. Ja i Justin byliśmy największymi łobuzami w mieście. Jak to mówię, to pewnie trudno ci uwierzyć, ale tak było. Tyle, że my byliśmy zamieszani w nielegalne wyścigi na terytorium całych Stanów. Moja dziewczyna, Jane, też miała bzika na punkcie motoryzacji. Trochę mi ją w sumie przypominasz. Pamiętam ten wieczór jakby to było wczoraj. Nasz squad przyjechał na finały w Vegas. Jane, jako najlepsza z dziewczyn miała startować razem z moim przyjacielem, Matthew.
-Pewnie wygrała, no nie?-spytała Lau zasłuchana opowieścią.
-Wygrywała, ale potem wyprzedziła ją Christina, taka laska z Meksyku. Jane była dosyć uparta i postanowiła, że tym razem wygra. Pamiętam to skrzyżowanie nadal, jej wyraz twarzy, każdy szczegół kiedy zdecydowała się jechać na czerwonym świetle. Wszystko byłoby okej, ćwiczyliśmy w domu tę sztuczkę, gdyby nie ta rozpędzona ciężarówka. Z osoby, którą kochałem została miazga. Widziałem wszystko dokładnie. Byłem tam i nie mogłem nic zrobić. Jane nie żyła. Nie żyła przez tą okropną maszynę.
-Nie wiem co powiedzieć, tak mi przykro-zaczęła Laura.
-Nic nie mów. Byłem załamany, rzuciłem to wszystko i stałem się taki, jakim jestem teraz-skończył, a brunetka zdecydowała się na złapanie go za rękę.
-Przykrywka, rozumiem?-spytała.
-Taka jak twoja, tyle, że ja nie wiem co ukrywasz-uśmiechnął się smutno.
-Kiedyś może się dowiesz...
-Widzę, że jesteś inna już od dłuższego czasu. Chyba kiedy zaczęłaś mi pomagać to przejrzałem na oczy.
-Inna, czyli jaka?
-Masz uczucia. Może są ukryte gdzieś bardzo głęboko, ale widzę, że je masz-stwierdził patrząc jej w oczy.
-Nic o mnie nie wiesz-wycedziła czując nagły przypływ niewyładowanej złości.
-Może i nic nie wiem, ale chciałbym coś wiedzieć. Możesz mi zaufać tak jak ja zaufałem tobie. Powiedziałem ci rzeczy, których nikt o mnie nie wie, nawet moje rodzeństwo. Tylko Justin pamięta to. Nawet nie wiesz jakie wyrzuty sumienia mam, że wciągnąłem w to motorowe gówno Rocky'ego. Ale wiesz co? Czasem tęsknię za tymi czasami, kiedy byłem królem życia...Mimo wszystko nie żałuję. Te sytuacje sprawiły, że jestem tu i teraz, z tobą-uśmiechnął się lekko. Laura ledwie to zauważyła.
__________________________________________________________________________________
Hejka! Chyba trochę za bardzo poszalałam z tymi sekretami, które zdradziłam tutaj, ale myślę, że to fajnie kontynuuje akcję i chcąc nie chcąc zbliżamy się powoli do końca :)
sobota, 12 listopada 2016
Rozdział 18
Była zdziwiona. Była naprawdę zdziwiona. Jak taki Ross Lynch, lamus z samorządu mógł odgadnąć wszystkie części motocykla, jakie mu pokazała?!! Jak?!? W jej głowie pojawiło się tysiące pytań. Wszystkie odrzuciła na boczny tor i postanowiła przerwać niezręczną ciszę kojarząc fakty.
-Czy... Czy Justin i ty, kiedyś jeździliście razem?-spytała, nie będąc pewna czy może.
-Yhm-pokiwał głową z lekkim, niepewnym uśmiechem.
-To dlatego tyle wiedział! Żaden z moich chłopaków nie znał motocykla tak dobrze jak on-powiedziała zdumiona.
-Byłem lepszy-zaśmiał się.
-Chciałbyś, wmawiaj to sobie dalej. Ja też znam części, ale w praktyce idzie ci pewnie okropnie. Ross Lynch, ten sztywniak by ze mną nie wygrał!-szturchnęła go w ramię śmiejąc się.
-To zrealizujmy pomysł Dells i się przekonasz-poruszył znacząco brwiami przybijając brunetce piątkę.
-Ej, mam pomysł-zagadała Marano.-Kiedy ostatnio byłeś na jakiejś normalnej imprezie, no wiesz, bez emerytek-uśmiechnęła się.
-Czy panna, coś sugeruje? -spytał z typowym akcentem przewodniczącego.
-Przestań!-krzyknęła śmiejąc się. Zwykle mówił takim głosem tylko w szkole, ale pierwszy raz użył go poza nią.
-No co?-w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Ross, to idź bierz rodzeństwo i resztę składu. Integrujemy kujony z motorami-powiedziała niczym dziewczyny z samorządu. Może tylko ona to zauważała, ale faktycznie ich głos minimalnie różnił się od innych. Był opanowany, spokojny a jednocześnie zdecydowany i wyraźnie wyczuwalna była ostrość, która różniła się od tej, w jej głosie. Tamta była przyjazna. Żeński głos był przyjemny, a kiedy Ross próbował tak mówić był po prostu przekomiczny.
-Okej, ale o której się widzimy?-powiedział uśmiechnięty blondyn.
-22.00 może być?
-22.30, od razu odliczę pół godziny spóźnienia Rydel-zaśmiał się.
***
Usiadła przed toaletką z dziwnym uczuciem. Zwykle nie zwracała jakiejś nadmiernej uwagi do wyglądu, ale teraz... Myślała, że jeśli samorząd ją zobaczy, poczuła się inaczej. Miała wyrzuty sumienia, chciała zapomnieć o tych wszystkich scenach, jakie odstawiła. Pierwsze odzywki do Rydel... Chciałaby cofnąć czas i zapomnieć. Żeby Dells też zapomniała. Ostatnio starała się zastanowić, jak ona czułaby się gdyby ktoś powiedział tak do niej. Ubrana w swoją ulubioną sukienkę rozpuściła włosy i chwyciła rozgrzaną już prostownicę. Postanowiła wyglądać trochę klasyczniej niż zwykle. Zabrała się za makijaż, w którym pomagała potem Vanessa. Kilkanaście minut później obydwie były gotowe, więc chwyciła kopertówkę i włożyła stopy w czarne szpilki. Czekały przez domem na Maxa, który robił dziś za kierowcę. Dziwne było to, że dziewczynie udało się go na to namówić. Po chwili usłyszała pisk opon. Przed jej oczyma pojawił się obraz przewodniczącego na dość dużym motocyklu. Otworzyła usta ze zdziwieniem, a blondyn zwinnie zeskoczył z maszyny. Przeczesał palcami włosy i podszedł do sióstr rzucając krótkie:
-Cześć.
Vanessa pokiwała tylko głową podczas gdy Laura stała w bezruchu. Po chwili otrząsnęła się.
-Czyżby przewodniczący próbował być jak chłopak z filmu?-wyśmiała go.
-Wiesz, zawsze mogłem wypożyczyć białego konia dla lepszego efektu, ale wtedy wyśmiałabyś mnie jeszcze bardziej niż robisz to teraz-powiedział Ross wywołując niezręczną ciszę.
-Chyba wiem czemu przywiozłeś swoją maszynę. Masz słaby łeb i chcesz wylądować jako kierowca, nieprawdaż?-na twarzy Lau pojawił się kpiący uśmieszek.
-Chciałabyś-zaśmiał się, ale w jego głosie wyczuwalna była nutka zakłopotania.
-Nie no, masz szczęście, że mam ochotę na szampana albo drinka bo wzięłabym swój motocykl i byśmy się ścigali. Skoro chcesz być dodatkowym kierowcą, to proszę bardzo-powiedziała kierując się w stronę zaskoczonego chłopaka.
-Laura, co mam powiedzieć Maxowi?-spytała przypominając sobie o tym, że obydwie miały zabrać się z Włochem.
-Liczę na twoją kreatywność-zaśmiała się puszczając jej oczko.
-Ugh, Lau...-jęknęła niezadowolona Van.
Wreszcie nadszedł moment, kiedy brunetka miała zasiąść na maszynie i przytulić swojego dawnego rywala. Delikatnie wsunęła swoją dłoń między jego ramię delikatnie dotykając jego napiętych mięśni. Był spięty, zdążyła to wyczuć. W tej chwili odezwała się złośliwa natura Marano. Chcąc go jeszcze bardziej onieśmielić delikatnie dmuchnęła w jego szyję, po czym mocniej przycisnęła się do niego delikatnie jeżdżąc palcami na materiale jego koszuli. Udało jej się.
***
-Vanessa? A gdzie Lau?-spytał Max widząc tylko jedną z sióstr wsiadającą do auta
-Laura... Laura... Emm... Pojechała tak jakby z Lynchem.
-Którym? Przecież moje rodzeństwo jedzie razem-dociekał Rocky.
-Z Rossem, na motorze.
-Mój brat i motocykl? Dziwnie to brzmi. Widziałem, że coś tam ostatnio szperał w nim, ale nie wiem co dokładniej-przyznał ciemnowłosy.
-Ale on jeździ nadal?-pytał Fabian.
-Nie, przecież wymyśla jakieś dziwaczne zajęcia dla emerytów i w to brnie-zaśmiał się Lynch.
-Wiem, że dawniej jeździł, ale przez wydarzenia z Jane dał sobie spokój.- powiedział Justin, a Ness nie wiedziała co miał na myśli?
-Jaka Jane?-dziewczyna spojrzała na Maxa, który smutno się uśmiechnął.
-Pamiętasz kiedy przeniosłyście się do Los Anegles? To było mniej więcej rok po tych wydarzeniach-uciął krótko nie chcąc kontynuować.
________________________________________________________________________
Wiecie jak mi dzisiaj dopisuje wena? Mam nadzieję, że ktoś czyta i dalsze pisanie będzie opłacalne :D
-Czy... Czy Justin i ty, kiedyś jeździliście razem?-spytała, nie będąc pewna czy może.
-Yhm-pokiwał głową z lekkim, niepewnym uśmiechem.
-To dlatego tyle wiedział! Żaden z moich chłopaków nie znał motocykla tak dobrze jak on-powiedziała zdumiona.
-Byłem lepszy-zaśmiał się.
-Chciałbyś, wmawiaj to sobie dalej. Ja też znam części, ale w praktyce idzie ci pewnie okropnie. Ross Lynch, ten sztywniak by ze mną nie wygrał!-szturchnęła go w ramię śmiejąc się.
-To zrealizujmy pomysł Dells i się przekonasz-poruszył znacząco brwiami przybijając brunetce piątkę.
-Ej, mam pomysł-zagadała Marano.-Kiedy ostatnio byłeś na jakiejś normalnej imprezie, no wiesz, bez emerytek-uśmiechnęła się.
-Czy panna, coś sugeruje? -spytał z typowym akcentem przewodniczącego.
-Przestań!-krzyknęła śmiejąc się. Zwykle mówił takim głosem tylko w szkole, ale pierwszy raz użył go poza nią.
-No co?-w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Ross, to idź bierz rodzeństwo i resztę składu. Integrujemy kujony z motorami-powiedziała niczym dziewczyny z samorządu. Może tylko ona to zauważała, ale faktycznie ich głos minimalnie różnił się od innych. Był opanowany, spokojny a jednocześnie zdecydowany i wyraźnie wyczuwalna była ostrość, która różniła się od tej, w jej głosie. Tamta była przyjazna. Żeński głos był przyjemny, a kiedy Ross próbował tak mówić był po prostu przekomiczny.
-Okej, ale o której się widzimy?-powiedział uśmiechnięty blondyn.
-22.00 może być?
-22.30, od razu odliczę pół godziny spóźnienia Rydel-zaśmiał się.
***
Usiadła przed toaletką z dziwnym uczuciem. Zwykle nie zwracała jakiejś nadmiernej uwagi do wyglądu, ale teraz... Myślała, że jeśli samorząd ją zobaczy, poczuła się inaczej. Miała wyrzuty sumienia, chciała zapomnieć o tych wszystkich scenach, jakie odstawiła. Pierwsze odzywki do Rydel... Chciałaby cofnąć czas i zapomnieć. Żeby Dells też zapomniała. Ostatnio starała się zastanowić, jak ona czułaby się gdyby ktoś powiedział tak do niej. Ubrana w swoją ulubioną sukienkę rozpuściła włosy i chwyciła rozgrzaną już prostownicę. Postanowiła wyglądać trochę klasyczniej niż zwykle. Zabrała się za makijaż, w którym pomagała potem Vanessa. Kilkanaście minut później obydwie były gotowe, więc chwyciła kopertówkę i włożyła stopy w czarne szpilki. Czekały przez domem na Maxa, który robił dziś za kierowcę. Dziwne było to, że dziewczynie udało się go na to namówić. Po chwili usłyszała pisk opon. Przed jej oczyma pojawił się obraz przewodniczącego na dość dużym motocyklu. Otworzyła usta ze zdziwieniem, a blondyn zwinnie zeskoczył z maszyny. Przeczesał palcami włosy i podszedł do sióstr rzucając krótkie:
-Cześć.
Vanessa pokiwała tylko głową podczas gdy Laura stała w bezruchu. Po chwili otrząsnęła się.
-Czyżby przewodniczący próbował być jak chłopak z filmu?-wyśmiała go.
-Wiesz, zawsze mogłem wypożyczyć białego konia dla lepszego efektu, ale wtedy wyśmiałabyś mnie jeszcze bardziej niż robisz to teraz-powiedział Ross wywołując niezręczną ciszę.
-Chyba wiem czemu przywiozłeś swoją maszynę. Masz słaby łeb i chcesz wylądować jako kierowca, nieprawdaż?-na twarzy Lau pojawił się kpiący uśmieszek.
-Chciałabyś-zaśmiał się, ale w jego głosie wyczuwalna była nutka zakłopotania.
-Nie no, masz szczęście, że mam ochotę na szampana albo drinka bo wzięłabym swój motocykl i byśmy się ścigali. Skoro chcesz być dodatkowym kierowcą, to proszę bardzo-powiedziała kierując się w stronę zaskoczonego chłopaka.
-Laura, co mam powiedzieć Maxowi?-spytała przypominając sobie o tym, że obydwie miały zabrać się z Włochem.
-Liczę na twoją kreatywność-zaśmiała się puszczając jej oczko.
-Ugh, Lau...-jęknęła niezadowolona Van.
Wreszcie nadszedł moment, kiedy brunetka miała zasiąść na maszynie i przytulić swojego dawnego rywala. Delikatnie wsunęła swoją dłoń między jego ramię delikatnie dotykając jego napiętych mięśni. Był spięty, zdążyła to wyczuć. W tej chwili odezwała się złośliwa natura Marano. Chcąc go jeszcze bardziej onieśmielić delikatnie dmuchnęła w jego szyję, po czym mocniej przycisnęła się do niego delikatnie jeżdżąc palcami na materiale jego koszuli. Udało jej się.
***
-Vanessa? A gdzie Lau?-spytał Max widząc tylko jedną z sióstr wsiadającą do auta
-Laura... Laura... Emm... Pojechała tak jakby z Lynchem.
-Którym? Przecież moje rodzeństwo jedzie razem-dociekał Rocky.
-Z Rossem, na motorze.
-Mój brat i motocykl? Dziwnie to brzmi. Widziałem, że coś tam ostatnio szperał w nim, ale nie wiem co dokładniej-przyznał ciemnowłosy.
-Ale on jeździ nadal?-pytał Fabian.
-Nie, przecież wymyśla jakieś dziwaczne zajęcia dla emerytów i w to brnie-zaśmiał się Lynch.
-Wiem, że dawniej jeździł, ale przez wydarzenia z Jane dał sobie spokój.- powiedział Justin, a Ness nie wiedziała co miał na myśli?
-Jaka Jane?-dziewczyna spojrzała na Maxa, który smutno się uśmiechnął.
-Pamiętasz kiedy przeniosłyście się do Los Anegles? To było mniej więcej rok po tych wydarzeniach-uciął krótko nie chcąc kontynuować.
________________________________________________________________________
Wiecie jak mi dzisiaj dopisuje wena? Mam nadzieję, że ktoś czyta i dalsze pisanie będzie opłacalne :D
niedziela, 30 października 2016
Rozdział 17
Postanowiła całkowicie zrujnować lekcję matematyki, którą prowadziła znienawidzona przez nią kobieta. To miała być zemsta za zadanie, przy którym potrzebowała pomocy rówieśników. Wcześniej zostawiając walizki w domu pojechała do szkoły. Cieszyła, się że może wsiąść na swój ukochany motor. Ten odwyk od wszystkiego dobrze jej zrobił. Nie pamiętała o dawnej niechęci do życia,motora, szkoły i ogółem wszystkiego. Gdyby nie pewna Australijka nadal tkwiłaby w tym okropnym stanie psychicznym. Tego nie chciała. Maia miała w sobie coś spokojnego, kojącego. Myśląc o Australii wchodziła do szkoły. Była uśmiechnięta, co każdy uznałby za dziwne.
-Laura!-krzyknął Max biegnąc w stronę brunetki.
-Cześć! Co tam, Castella?-uśmiechnęła się na widok kumpla, po czym przybiła mu piątkę.
-No nic ciekawego. Jeździmy, wkurwiamy dyrektora i chyba jak zawsze-wyjaśnił Włoch.
-Wracasz od Smitha?-spytała, rozglądając się za znajomymi drzwiami.
-Nom, teraz to ja tam bywam za ciebie-zaśmiał się.
-Dobra, zmykam na pół godzinki-mówiła-ale wrócę do was i pojedziemy gdzieś.
***
Wzięła głęboki wdech i szepnęła coś pod nosem chwytając za klamkę. Po chwili otworzyła drzwi i weszła do klasy ze złośliwym uśmieszkiem. Jej znienawidzona nauczycielka pisała na tablicy, a klasa oniemiała. Jako pierwsza podbiegła do niej Scarlett. Oczywiście rzuciła się w jej ramiona. Zdziwiona Vanessa po chwili również wstała z ławki. Ogółem wszyscy jakoś zareagowali, a Ross jedynie westchnął z irytacją i wrócił do pisania w zeszycie. Nasza ulubiona nauczycielka natomiast kipiała ze złości. Postanowiła przywrócić klasę do porządku krzykiem:
-Panno Marano, proszę zająć miejsce, a reszta do ławek!!!
***
-Ej, Laura!-krzyknęła Rydel rzucając w nią skrawkiem papieru zwiniętym w kulkę. Brunetka odwróciła się z pytającym wzrokiem.
-Co tam Dells?-szepnęła.
-Zobacz, co napisałam na kartce i powiedz czy się zgadzasz-powiadomiła blondynka-nie koniecznie dziś, zastanów się po prostu.
-Okej-powiedziała wstając, ponieważ usłyszała dzwonek pozwalający opuścić salę do matematyki.
***
-Fabian od kiedy?!-spytała uśmiechnięta Lau rozmawiając z kolegami. Właśnie dowiedziała się, że kolega wreszcie został zauważony przez kelnerkę, w której się podkochiwał.
-To już jakiś czas trwa. Przepraszam, że wam nie mówiłem, ale tak jakoś wyszło. Wiecie jak często tam bywałem, prawda? Jednak namolność czasem się opłaca. Kilka tygodni przed twoim wyjazdem dałem jej swój numer. Po prostu. Nawet nie wiedziałem po co. Nie miałem żadnych nadzei. Zaczynałem nawet myśleć, że Rose ma chłopaka. Wiecie, taki trochę friendzone bez friendzone'u.-na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
-Dobra, kontynuuj-zachęcił Justin.
-Ale wiecie co się stało? Ona wreszcie wzięła ten numer! Czy wy to rozumiecie?! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się cieszyłem. Zadzwoniła, więc postanowiłem odebrać ją kiedyś z pracy. Oczywiście, jak porządny motocyklista potrafię bajerować dziewczyny-wyraz twarzy mówił sam za siebie, a reszta wybuchła śmiechem.
-Tak, Louis lepiej sobie radzi-powiedziała z udawaną obrazą Laura.
-Spotkaliśmy się parę razy. Dobrze się dogadujemy, poznajemy się, po prostu rozumiemy się.
-Tylko tyle? Czekałem na jakieś pikantne szczególiki!-powiedział rozczarowany Niall.
-Horan, ty niewyżyty emerycie znajdź sobie dziewczynę, to będziesz miał pikantne szczególiki-powiedziała brunetka z ironią.
-Laura się chyba od nas odzywczaiła-zaśmiał się największy głupek ze squadu, na co reszta spiorunowała go wzrokiem. Dziewczyna nie zareagowała.
-Kiedy ją poznam?-odezwała się prosto z mostu uśmiechając się pod nosem.
-Przyjdzie ze mną na ten śmieszny event samorządu-wyjaśnił.
-Masz na myśli bal?-Ben zmarszczył brwi.
-No, właśnie to. Chciała iść, więc się poświęcę. Laura musi tam być, więc jej potowarzyszymy.
-Ej, chłopaki macie jakieś plany na wtedy?-zadała pytanie, na co grupka spojrzała na nią z przerażeniem.
-Tyyy-Max zaczął się jąkać z przerażeniem- nie chcesz powiedzieć, że...
-Wbijacie się w smokingi i idziecie z nami-zaśmiała się wrednie.
-To brzmiało jak śmiech Sharpey-stwierdził Justin, za co dostał kuśkańca w żebro.
-Zwariowałaś Lau?
-Czemu? Nie wiecie co mam zamiar zrobić?-powiedziała z powątpiewaniem patrząc na wiernych kompanów.
-Oświeć nas!-zachęcał Włoch domyślajacy się, jaki pomysł ma koleżanka.
-Trzeba jeszcze to wszystko uzgodnić, ale będzie super, wierzcie mi!
W chwili gdy miała zacząć opowiadać poczuła wibrację w kieszeni dżinsów. Zauważyła, że dzwoni Ross. Na początku przeszło jej przez myśl odrzucenie połączenia, ale w końcu przewidziała, że ignorowanie współpracownika skończy się skargą u Smitha. W sumie ciekawą była jego reakcja na widok brązowookiej. Tak naprawdę nic nie wyrażała. Nie mogła wiedzieć co się w niej kryło.
-Laura?-zaczął niepewnym głosem Ross.
-Tak?
-Może... Może moglibyśmy się spotkać?-słysząc propozycję kolegi uniosła wysoko brwi.
-To pilne, coś zrobiłam czy może chcesz mnie wylać?-uśmiechnęła się pod nosem.
-To jak? Znajdziesz dziś chwilę?-zignorował pytanie dziewczyny i z łatwością kontynuował.
-20.00 w parku ci pasuje?-zaproponowała myśląc nad planami na wieczór.
-Dobra, do zobaczenia-podsumował przewodniczący wyjątkowo miłym głosem.
-Chłopaki zmykam, ale pamiętajcie o imprezie o 22.30!- krzyknęła wsiadając na motor.
***
Laura ubrana w pomarańczowe rurki, ciemny t-shirt i swoją ulubioną skórzaną kurtkę, gdy wyszła z domu. Na głowie miała kucyka. Czekając na blondyna postanowiła przeczytać różową kartę od Ryd, którą dziś otrzymała. Usiadła na ławce. W skupieniu wertowała wzrokiem skrawek papieru, aż w końcu głos Lyncha przyprawił ją o dreszcze.
-Właśnie o tym chciałbym pogadać -uśmiechnął się przysiadając się obok dziewczyny.
-To szaleństwo-przyznała ze spokojem.
-A ja rozważam zgodzenie się, ale moje starania pójdą na marne, kiedy ty nie będziesz chciała się zaangażować.
-Wydaje mi się, że dzień z tobą może być mega nudny, a kiedy ty poznasz moje zajęcia, będziesz się bał zrobić cokolwiek z nich-na twarzy brunetki pojawił się chamski uśmieszek.
-A kto ci tak powiedział? Kiedyś, jeszcze w podstawówce czytałem i trochę zajmowałem się mechaniką, a budowa motora nie jest mi straszna-przekonywał chłopak.
-W takim razie zaraz cię sprawdzimy-powiedziała Lau, niespodziewanie łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę swojego domu, gdzie stał jej motocykl.
-Odjechana kurtka!-krzyknął zdyszany Ross widząc ćwieki na plechach układające się w napis Laura i małą naszywkę z motorem.
___________________________________________________________________________________
Pewnie nikt już tego nie czyta, ale myślę, że fajnym pomysłem byłoby dokończenie tego opowiadania. Jak widzicie dzieje się coś niespodziewanego, co zmienia kierunek fabuły.
-Laura!-krzyknął Max biegnąc w stronę brunetki.
-Cześć! Co tam, Castella?-uśmiechnęła się na widok kumpla, po czym przybiła mu piątkę.
-No nic ciekawego. Jeździmy, wkurwiamy dyrektora i chyba jak zawsze-wyjaśnił Włoch.
-Wracasz od Smitha?-spytała, rozglądając się za znajomymi drzwiami.
-Nom, teraz to ja tam bywam za ciebie-zaśmiał się.
-Dobra, zmykam na pół godzinki-mówiła-ale wrócę do was i pojedziemy gdzieś.
***
Wzięła głęboki wdech i szepnęła coś pod nosem chwytając za klamkę. Po chwili otworzyła drzwi i weszła do klasy ze złośliwym uśmieszkiem. Jej znienawidzona nauczycielka pisała na tablicy, a klasa oniemiała. Jako pierwsza podbiegła do niej Scarlett. Oczywiście rzuciła się w jej ramiona. Zdziwiona Vanessa po chwili również wstała z ławki. Ogółem wszyscy jakoś zareagowali, a Ross jedynie westchnął z irytacją i wrócił do pisania w zeszycie. Nasza ulubiona nauczycielka natomiast kipiała ze złości. Postanowiła przywrócić klasę do porządku krzykiem:
-Panno Marano, proszę zająć miejsce, a reszta do ławek!!!
***
-Ej, Laura!-krzyknęła Rydel rzucając w nią skrawkiem papieru zwiniętym w kulkę. Brunetka odwróciła się z pytającym wzrokiem.
-Co tam Dells?-szepnęła.
-Zobacz, co napisałam na kartce i powiedz czy się zgadzasz-powiadomiła blondynka-nie koniecznie dziś, zastanów się po prostu.
-Okej-powiedziała wstając, ponieważ usłyszała dzwonek pozwalający opuścić salę do matematyki.
***
-Fabian od kiedy?!-spytała uśmiechnięta Lau rozmawiając z kolegami. Właśnie dowiedziała się, że kolega wreszcie został zauważony przez kelnerkę, w której się podkochiwał.
-To już jakiś czas trwa. Przepraszam, że wam nie mówiłem, ale tak jakoś wyszło. Wiecie jak często tam bywałem, prawda? Jednak namolność czasem się opłaca. Kilka tygodni przed twoim wyjazdem dałem jej swój numer. Po prostu. Nawet nie wiedziałem po co. Nie miałem żadnych nadzei. Zaczynałem nawet myśleć, że Rose ma chłopaka. Wiecie, taki trochę friendzone bez friendzone'u.-na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
-Dobra, kontynuuj-zachęcił Justin.
-Ale wiecie co się stało? Ona wreszcie wzięła ten numer! Czy wy to rozumiecie?! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się cieszyłem. Zadzwoniła, więc postanowiłem odebrać ją kiedyś z pracy. Oczywiście, jak porządny motocyklista potrafię bajerować dziewczyny-wyraz twarzy mówił sam za siebie, a reszta wybuchła śmiechem.
-Tak, Louis lepiej sobie radzi-powiedziała z udawaną obrazą Laura.
-Spotkaliśmy się parę razy. Dobrze się dogadujemy, poznajemy się, po prostu rozumiemy się.
-Tylko tyle? Czekałem na jakieś pikantne szczególiki!-powiedział rozczarowany Niall.
-Horan, ty niewyżyty emerycie znajdź sobie dziewczynę, to będziesz miał pikantne szczególiki-powiedziała brunetka z ironią.
-Laura się chyba od nas odzywczaiła-zaśmiał się największy głupek ze squadu, na co reszta spiorunowała go wzrokiem. Dziewczyna nie zareagowała.
-Kiedy ją poznam?-odezwała się prosto z mostu uśmiechając się pod nosem.
-Przyjdzie ze mną na ten śmieszny event samorządu-wyjaśnił.
-Masz na myśli bal?-Ben zmarszczył brwi.
-No, właśnie to. Chciała iść, więc się poświęcę. Laura musi tam być, więc jej potowarzyszymy.
-Ej, chłopaki macie jakieś plany na wtedy?-zadała pytanie, na co grupka spojrzała na nią z przerażeniem.
-Tyyy-Max zaczął się jąkać z przerażeniem- nie chcesz powiedzieć, że...
-Wbijacie się w smokingi i idziecie z nami-zaśmiała się wrednie.
-To brzmiało jak śmiech Sharpey-stwierdził Justin, za co dostał kuśkańca w żebro.
-Zwariowałaś Lau?
-Czemu? Nie wiecie co mam zamiar zrobić?-powiedziała z powątpiewaniem patrząc na wiernych kompanów.
-Oświeć nas!-zachęcał Włoch domyślajacy się, jaki pomysł ma koleżanka.
-Trzeba jeszcze to wszystko uzgodnić, ale będzie super, wierzcie mi!
W chwili gdy miała zacząć opowiadać poczuła wibrację w kieszeni dżinsów. Zauważyła, że dzwoni Ross. Na początku przeszło jej przez myśl odrzucenie połączenia, ale w końcu przewidziała, że ignorowanie współpracownika skończy się skargą u Smitha. W sumie ciekawą była jego reakcja na widok brązowookiej. Tak naprawdę nic nie wyrażała. Nie mogła wiedzieć co się w niej kryło.
-Laura?-zaczął niepewnym głosem Ross.
-Tak?
-Może... Może moglibyśmy się spotkać?-słysząc propozycję kolegi uniosła wysoko brwi.
-To pilne, coś zrobiłam czy może chcesz mnie wylać?-uśmiechnęła się pod nosem.
-To jak? Znajdziesz dziś chwilę?-zignorował pytanie dziewczyny i z łatwością kontynuował.
-20.00 w parku ci pasuje?-zaproponowała myśląc nad planami na wieczór.
-Dobra, do zobaczenia-podsumował przewodniczący wyjątkowo miłym głosem.
-Chłopaki zmykam, ale pamiętajcie o imprezie o 22.30!- krzyknęła wsiadając na motor.
***
Laura ubrana w pomarańczowe rurki, ciemny t-shirt i swoją ulubioną skórzaną kurtkę, gdy wyszła z domu. Na głowie miała kucyka. Czekając na blondyna postanowiła przeczytać różową kartę od Ryd, którą dziś otrzymała. Usiadła na ławce. W skupieniu wertowała wzrokiem skrawek papieru, aż w końcu głos Lyncha przyprawił ją o dreszcze.
-Właśnie o tym chciałbym pogadać -uśmiechnął się przysiadając się obok dziewczyny.
-To szaleństwo-przyznała ze spokojem.
-A ja rozważam zgodzenie się, ale moje starania pójdą na marne, kiedy ty nie będziesz chciała się zaangażować.
-Wydaje mi się, że dzień z tobą może być mega nudny, a kiedy ty poznasz moje zajęcia, będziesz się bał zrobić cokolwiek z nich-na twarzy brunetki pojawił się chamski uśmieszek.
-A kto ci tak powiedział? Kiedyś, jeszcze w podstawówce czytałem i trochę zajmowałem się mechaniką, a budowa motora nie jest mi straszna-przekonywał chłopak.
-W takim razie zaraz cię sprawdzimy-powiedziała Lau, niespodziewanie łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę swojego domu, gdzie stał jej motocykl.
-Odjechana kurtka!-krzyknął zdyszany Ross widząc ćwieki na plechach układające się w napis Laura i małą naszywkę z motorem.
___________________________________________________________________________________
Pewnie nikt już tego nie czyta, ale myślę, że fajnym pomysłem byłoby dokończenie tego opowiadania. Jak widzicie dzieje się coś niespodziewanego, co zmienia kierunek fabuły.
niedziela, 7 sierpnia 2016
Rozdział 16
Zastanawiała się nad tym dosyć długo. Praktycznie cały dzień spędziła na przemyśleniach. Chciała pogadać z rodzicami wieczorem. Podjęła pewną decyzję. Trzymała kciuki, że rodzice przystaną na propozycję. Zazwyczaj święta spędzali w Australii. Pogoda nie kojarzyła jej się z Bożym Narodzeniem, jednak miło było odpocząć w ten sposób od szkoły. Szczyt sezonu letniego przypadał mniej więcej w świąteczne tygodnie, więc mogła surfować z Maią. Już pokonał lęk przed wodą i wydawało jej się to całkiem fajne. Często wychodziła na imprezy z przyjaciółką i nowo poznanym znajomym. Była tu już trzeci tydzień, Wydawało się, że już wystarczy. Musiała wrócić do szkoły. Pozostawało jedno pytanie. Do East High czy może australijskiego liceum?
***
-Ross, wszystko gotowe. Zostaje jedynie termin-powiedziała Rydel wchodząc do gabinetu brata.
-Okej, dziękuję-wstał i wziął plik kartek które mu podawała. Po chwili rzucił je na biurko.
-Co się dzieje?-spytała blondynka opierając się o zamknięte drzwi.
-Nic. czemu pytasz?
-Wydajesz się jakiś inny. Ponury, nieprzytomny. Martwię się.
-Wydaje ci się -stwierdził oschle.
-Znam cię od zawsze i wiem, że coś jest nie tak. Powiedz mi-nalegała delikatnie.
-Nie mogę. Przepraszam, ale muszę iść porozmawiać z dyrektorem. Smith chciał mnie widzieć-wyminął ją z obojętnym wyrazem twarzy.
***
-Cześć stary!-rzekł Zac wchodząc do pokoju. Mieli dość niestosowny zwyczaj niepukania, ale im to nie przeszkadzało.
-Hej-odmruknął niechętnie.
-Rusz tyłek! Idziemy na piwo -rozkazał rzucając poduszką w leżącego na łóżku blondyna.
-Nie mam ochoty. Wiem, że to nasz zwyczaj i tak dalej, ale miałem sporo pracy...
-Nie marudź, tylko leć się ogarnąć -uśmiechnął się.
-O, siemka Zac-do pokoju wpadła wystrojona w pastelową sukienkę Rydel. Widząc przyjaciela jej brata postanowiła przybić mu piątkę.
-A ty gdzie się wybierasz?-dopytywał Lynch zmęczonym głosem.
-Idę na randkę z tym nowym chlopakiem. Ellington Ratliff, może kojarzysz?
-Brat Mendesa?-spytał z uśmiechem Ryland przechodzący właśnie korytarzem.
-No tak-uśmiechnęła się.
-Ross, no weź! Rusz się!-zachęcał Scott.
-Dobra, Zac zostaw to mnie-oznajmiła dziewczyna, po czym podeszła do szafy i wyjęła z niej koszulę w kratę i czarne dżinsy. Potem chwyciła za pilot od łóżka brata i wcisnęła odpowiedni przycisk sprawiając, że dalsze leżenia stało się niewygodne.
-Dobra, dobra- Ross wstał po czym odezwał się do blondynki i uniósł ręce w geście obronnym.
***
-Porozmawiajmy poważnie, ok?-spytała Maia podczas nocowania u Lau.
-Okej. Co chcesz wiedzieć?
-Laura-zaczęła niepewne Maia-dobrze wiesz, że znam cię dosyć długo, prawda?
-Taa..-jęknęła.
-Więc możesz mi powiedzieć, co ci leży na sercu. Zdajesz sobie sprawę, że jutro wylatujesz i twoje sekrety zostaną ze mną bezpieczne?
-Aha-rzekła.-Dobra powiem ci-dodała z westchnięciem.
-No to słucham-uśmiechnęła się Australijka.
-Więc... Opowiadałam ci o przewodniczącym?
-To ten, którego nienawidzisz? -upewniła się, na co rozmówczyni pokiwała głową.
-Nienawidziłam. Teraz... Cóż... Nie wiem jak to powiedzieć.
-Czy to ma coś wspólnego z twoim przyjazdem tutaj?
-Tak jakby. No bo zostałam jego asystentką. Nie z własnej woli oczywiście-wyjaśniła zauważając pytające spojrzenie.
-Czy zmierzasz do tego, że zakochałaś się w nim?-Maia próbowała delikatnie pomóc.
-Nie! Skądże ci to przyszło do głowy?Nie!-oburzyła się, ale po kilku sekundach wróciła do poprzedniego stanu.
-Dobrze, przepraszam. Mów dalej-zerknęła na jej drżace troszkę dłonie,
-Ja po prostu zmieniłam do niego nastawienie. Cała się zmieniłam. Nie jestem tą samą Laurą, którą byłam w poprzednie wakacje będąc tu. Czuję, że on nie jest taki zły, a nawet,, jakbyśmy się lepiej poznali mogła go polubić.
Maia zaniemówiła. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Po prostu zamarła.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka kochani! Obiecałam wam więcej rozdziałów, a tu co? Nie miałam weny :C Teraz już trochę wraca, także myślę, że do końca roku skończymy I hate him, ponieważ mam dla was nowe opowiadanie. Przyznam, że nie widziałam jeszcze czegoś takiego w strefie fanfictions. Myślę, że przypomni wam o wakacjach ♥ Dziękuję za wsparcie i cierpliwość, a tymczasem zmykam napisać wam nexta!
***
-Ross, wszystko gotowe. Zostaje jedynie termin-powiedziała Rydel wchodząc do gabinetu brata.
-Okej, dziękuję-wstał i wziął plik kartek które mu podawała. Po chwili rzucił je na biurko.
-Co się dzieje?-spytała blondynka opierając się o zamknięte drzwi.
-Nic. czemu pytasz?
-Wydajesz się jakiś inny. Ponury, nieprzytomny. Martwię się.
-Wydaje ci się -stwierdził oschle.
-Znam cię od zawsze i wiem, że coś jest nie tak. Powiedz mi-nalegała delikatnie.
-Nie mogę. Przepraszam, ale muszę iść porozmawiać z dyrektorem. Smith chciał mnie widzieć-wyminął ją z obojętnym wyrazem twarzy.
***
-Cześć stary!-rzekł Zac wchodząc do pokoju. Mieli dość niestosowny zwyczaj niepukania, ale im to nie przeszkadzało.
-Hej-odmruknął niechętnie.
-Rusz tyłek! Idziemy na piwo -rozkazał rzucając poduszką w leżącego na łóżku blondyna.
-Nie mam ochoty. Wiem, że to nasz zwyczaj i tak dalej, ale miałem sporo pracy...
-Nie marudź, tylko leć się ogarnąć -uśmiechnął się.
-O, siemka Zac-do pokoju wpadła wystrojona w pastelową sukienkę Rydel. Widząc przyjaciela jej brata postanowiła przybić mu piątkę.
-A ty gdzie się wybierasz?-dopytywał Lynch zmęczonym głosem.
-Idę na randkę z tym nowym chlopakiem. Ellington Ratliff, może kojarzysz?
-Brat Mendesa?-spytał z uśmiechem Ryland przechodzący właśnie korytarzem.
-No tak-uśmiechnęła się.
-Ross, no weź! Rusz się!-zachęcał Scott.
-Dobra, Zac zostaw to mnie-oznajmiła dziewczyna, po czym podeszła do szafy i wyjęła z niej koszulę w kratę i czarne dżinsy. Potem chwyciła za pilot od łóżka brata i wcisnęła odpowiedni przycisk sprawiając, że dalsze leżenia stało się niewygodne.
-Dobra, dobra- Ross wstał po czym odezwał się do blondynki i uniósł ręce w geście obronnym.
***
-Porozmawiajmy poważnie, ok?-spytała Maia podczas nocowania u Lau.
-Okej. Co chcesz wiedzieć?
-Laura-zaczęła niepewne Maia-dobrze wiesz, że znam cię dosyć długo, prawda?
-Taa..-jęknęła.
-Więc możesz mi powiedzieć, co ci leży na sercu. Zdajesz sobie sprawę, że jutro wylatujesz i twoje sekrety zostaną ze mną bezpieczne?
-Aha-rzekła.-Dobra powiem ci-dodała z westchnięciem.
-No to słucham-uśmiechnęła się Australijka.
-Więc... Opowiadałam ci o przewodniczącym?
-To ten, którego nienawidzisz? -upewniła się, na co rozmówczyni pokiwała głową.
-Nienawidziłam. Teraz... Cóż... Nie wiem jak to powiedzieć.
-Czy to ma coś wspólnego z twoim przyjazdem tutaj?
-Tak jakby. No bo zostałam jego asystentką. Nie z własnej woli oczywiście-wyjaśniła zauważając pytające spojrzenie.
-Czy zmierzasz do tego, że zakochałaś się w nim?-Maia próbowała delikatnie pomóc.
-Nie! Skądże ci to przyszło do głowy?Nie!-oburzyła się, ale po kilku sekundach wróciła do poprzedniego stanu.
-Dobrze, przepraszam. Mów dalej-zerknęła na jej drżace troszkę dłonie,
-Ja po prostu zmieniłam do niego nastawienie. Cała się zmieniłam. Nie jestem tą samą Laurą, którą byłam w poprzednie wakacje będąc tu. Czuję, że on nie jest taki zły, a nawet,, jakbyśmy się lepiej poznali mogła go polubić.
Maia zaniemówiła. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Po prostu zamarła.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka kochani! Obiecałam wam więcej rozdziałów, a tu co? Nie miałam weny :C Teraz już trochę wraca, także myślę, że do końca roku skończymy I hate him, ponieważ mam dla was nowe opowiadanie. Przyznam, że nie widziałam jeszcze czegoś takiego w strefie fanfictions. Myślę, że przypomni wam o wakacjach ♥ Dziękuję za wsparcie i cierpliwość, a tymczasem zmykam napisać wam nexta!
wtorek, 5 lipca 2016
Ogłoszenie
Witam państwa! Dziś niestety nie przeczytacie rozdziału, ale mam dla was pewne ogłoszenie. Nie, nie chodzi tu o jakieś zawieszanie i te rzeczy :) Przejdę do sedna. A więc z kilkoma znajomymi z twittera organizujemy twitterową imprezę, której szczegóły macie na obrazku niżej. Prosiłabym o rozgłośnienie akcji :) Jeśli macie blogga koniecznie umieście ten plakat pod rozdziałem! Z góry dziękuję miśki ♥
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Rozdział 15
Świetnie bawiły się serfując. Przynajmniej w przypadku Mai... Laura jeszcze się uczyła i nie szło jej dobrze.
-Dziewczyno, mieszkasz w Los Angeles i nie umiesz serfować?- dziwiła się brunetka.
-No tak jakby... Nie przepadam za wodą-mówiła próbując ukryć uczucie. Spuściła głowę.
-Boisz się wody?-spytała, na co dziewczyna nieśmiało pokiwała głową.
-Tak...Wstydziłam się przyznać, ale nie koniecznie przepadam za wodą.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się- Ja i mój kolega bardzo często surfujemy i na pewno on ci pomoże. Już pomógł kilku osobom przezwyciężyć ten lęk-wzięła ją za rękę. Była inną Laurą niż ta motocyklistka z East High. Nie wiedziała co tak na nią działało.
***
-Rydel mam pomysł-mówiła Scarlett.
-Słucham-odpowiedziała blondynka.
-A może odłożymy ten bal na koniec roku bądź wiosnę? Wiesz, organizacja szwankuje, wszyscy mają tego dość.
Tak naprawdę myślała o Lau. Chciała, by przyjaciółka chociaż raz pojawiła się na jakiejś szkolnej imprezie, choć widziała, że to nie w jej stylu Nie wiedziała jak, ale chciała wszystko opóźnić, aby Marano mogła iść na bal, lecz od kiedy wyjechała pisały tylko kilka razy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie odzywała się do reszty. Była jeszcze bardziej nieobecna niż zwykle, a Sky nie wiedziała jak jej pomóc.
***
-Dobra, chłopaki koniec!-krzyknął trener.
Właśnie skończył się trening koszykówki, na którym obecni byli Ryland i jego koledzy. Wybiegli z sali gimnastycznej i szybko skierowali się w stronę pryszniców. Po ogarnięciu się wyszli, a kapitan opuścił salę ostatni. Trener Dods wcześniej zrobił to samo i kazał Lynchowi zamknąć pomieszczenie. Brunet zabierał się za wykonywanie polecenia, w czym przeszkodził mu nowy uczeń. Był to wysoki brunet, znajomy Scarlett.
-Cześć. Ty jesteś Ryland, kapitan drużyny, prawda?-spytał z promiennym uśmiechem.
-To ja. A tak w ogóle to hej- oznajmił z radością RyRy.
-Nie potrzebujesz kogoś nowego? Bo wiesz, ja w poprzedniej szkole byłem kapitanem i chciałbym kontynuować pasję tu- mówił bardzo nieśmiało.
-Słuchaj, u nas jest pełny skład, ale jeśli chcesz i będziesz dobrze grać to może będziesz rezerwowym.
-Dzięki. To kiedy mogę przyjść na jakieś eliminacje?-spytał Shawn.
-Dam ci znać kiedyś. Shawn, tak?-na słowa kapitana chłopak pokiwał głową potwierdzając.
-Okej, dzięki.
***
Białe pomieszczenie. Bardziej przypominało jakąś otchłań. Nie wiedziała jak to opisać. Stała mniej więcej po środku. Otaczało ją idealnie ustawione grono blondynów.
-Ile was tu jest? Jestem w piekle?-krzyknęła przerażona.
-Jeszcze nie, Marano- odrzekł ubrany w koszulę w kratę i okulary Ross.
-Co ja tu w ogóle robię?-zadała kolejne pytanie.
-Teoretyczne przebywasz tu-odrzekła przebrana za chemika postać przewodniczącego.
-Okej, Rossowie, powiedzcie mi w jakim celu tu przebywam-zachęciła.
-O nic nie pytaj, a porozmawiaj z każdym z nas-polecił znów ten w koszuli.
-Dobra, cześć-podała rękę blondynowi w skórzanej kurtce. Nie wiedziała jak, ale przez ten gest jej ubranie również zamieniło się na takie.
Rozmawiała z kilkonastoma po kolei. Ross buntownik, od którego zaczęła, Ross imprezowicz, nieśmiały Ross, kujon Ross, miły Ross i wiele, wiele innych. Niektórzy byli sympatyczni, a z jakimiś nie potrafiła odnaleźć wspólnego języka. Nie rozumiała tego, że w tym idiocie jest jednak coś ludzkiego. Nie przejmowała się, że to nie prawdziwy Lynch. Po prostu ogarnęło ją zaskoczenie.
________________________________________________________________
Witam państwa! Zbliżają się wakacje, a wiecie co się z tym wiąże? Będę miała czas do pisania i rozkręcę trochę akcję. Kto też się meeega jara jak ja?
-Dziewczyno, mieszkasz w Los Angeles i nie umiesz serfować?- dziwiła się brunetka.
-No tak jakby... Nie przepadam za wodą-mówiła próbując ukryć uczucie. Spuściła głowę.
-Boisz się wody?-spytała, na co dziewczyna nieśmiało pokiwała głową.
-Tak...Wstydziłam się przyznać, ale nie koniecznie przepadam za wodą.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się- Ja i mój kolega bardzo często surfujemy i na pewno on ci pomoże. Już pomógł kilku osobom przezwyciężyć ten lęk-wzięła ją za rękę. Była inną Laurą niż ta motocyklistka z East High. Nie wiedziała co tak na nią działało.
***
-Rydel mam pomysł-mówiła Scarlett.
-Słucham-odpowiedziała blondynka.
-A może odłożymy ten bal na koniec roku bądź wiosnę? Wiesz, organizacja szwankuje, wszyscy mają tego dość.
Tak naprawdę myślała o Lau. Chciała, by przyjaciółka chociaż raz pojawiła się na jakiejś szkolnej imprezie, choć widziała, że to nie w jej stylu Nie wiedziała jak, ale chciała wszystko opóźnić, aby Marano mogła iść na bal, lecz od kiedy wyjechała pisały tylko kilka razy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie odzywała się do reszty. Była jeszcze bardziej nieobecna niż zwykle, a Sky nie wiedziała jak jej pomóc.
***
-Dobra, chłopaki koniec!-krzyknął trener.
Właśnie skończył się trening koszykówki, na którym obecni byli Ryland i jego koledzy. Wybiegli z sali gimnastycznej i szybko skierowali się w stronę pryszniców. Po ogarnięciu się wyszli, a kapitan opuścił salę ostatni. Trener Dods wcześniej zrobił to samo i kazał Lynchowi zamknąć pomieszczenie. Brunet zabierał się za wykonywanie polecenia, w czym przeszkodził mu nowy uczeń. Był to wysoki brunet, znajomy Scarlett.
-Cześć. Ty jesteś Ryland, kapitan drużyny, prawda?-spytał z promiennym uśmiechem.
-To ja. A tak w ogóle to hej- oznajmił z radością RyRy.
-Nie potrzebujesz kogoś nowego? Bo wiesz, ja w poprzedniej szkole byłem kapitanem i chciałbym kontynuować pasję tu- mówił bardzo nieśmiało.
-Słuchaj, u nas jest pełny skład, ale jeśli chcesz i będziesz dobrze grać to może będziesz rezerwowym.
-Dzięki. To kiedy mogę przyjść na jakieś eliminacje?-spytał Shawn.
-Dam ci znać kiedyś. Shawn, tak?-na słowa kapitana chłopak pokiwał głową potwierdzając.
-Okej, dzięki.
***
Białe pomieszczenie. Bardziej przypominało jakąś otchłań. Nie wiedziała jak to opisać. Stała mniej więcej po środku. Otaczało ją idealnie ustawione grono blondynów.
-Ile was tu jest? Jestem w piekle?-krzyknęła przerażona.
-Jeszcze nie, Marano- odrzekł ubrany w koszulę w kratę i okulary Ross.
-Co ja tu w ogóle robię?-zadała kolejne pytanie.
-Teoretyczne przebywasz tu-odrzekła przebrana za chemika postać przewodniczącego.
-Okej, Rossowie, powiedzcie mi w jakim celu tu przebywam-zachęciła.
-O nic nie pytaj, a porozmawiaj z każdym z nas-polecił znów ten w koszuli.
-Dobra, cześć-podała rękę blondynowi w skórzanej kurtce. Nie wiedziała jak, ale przez ten gest jej ubranie również zamieniło się na takie.
Rozmawiała z kilkonastoma po kolei. Ross buntownik, od którego zaczęła, Ross imprezowicz, nieśmiały Ross, kujon Ross, miły Ross i wiele, wiele innych. Niektórzy byli sympatyczni, a z jakimiś nie potrafiła odnaleźć wspólnego języka. Nie rozumiała tego, że w tym idiocie jest jednak coś ludzkiego. Nie przejmowała się, że to nie prawdziwy Lynch. Po prostu ogarnęło ją zaskoczenie.
________________________________________________________________
Witam państwa! Zbliżają się wakacje, a wiecie co się z tym wiąże? Będę miała czas do pisania i rozkręcę trochę akcję. Kto też się meeega jara jak ja?
Subskrybuj:
Posty (Atom)