Dwa tygodnie później nadal byli trochę skłóceni. Laura mówiła tylko wtedy, kiedy musiała. Ogółem ostatnio szczędziła słów. Zauważyła to nawet Vanessa, która bardzo rzadko z nią rozmawiała. Wiedziała tylko o zepsuciu się jej motoru, który był jej uzależnieniem. Domyśliła się także o kłótniach z Lynchem. Wracając do Lau właśnie szła piechotą do domu.Padał deszcz, ale jej to nie przeszkadzało. Chciała jak najszybciej być w domu, ale się na to nie zapowiadało. Miała jeszcze kilka kilometrów. Nagle usłyszała pisk hamujących opon. Zauważyła samochód Rossa.
-Oj, Lynch z samorządu cię wylali?- zaśmiała się.
-Wsiadaj, bo mamy do pogadania- rozkazał. Marano bez zastanowienia obeszła samochód i zajęła miejsce pasażera.
-Dobra, czego chcesz panie taksówkarzu?- przemilczał to i dopiero po chwili przemówił:
-Widzisz Lauro- zaczął nieśmiało- ja chciałem cię przeprosić, za tą sytuację u nas w domu, która miała miejsce jakiś czas temu.
-Aha?- bardziej spytała niż stwierdziła.
-Odwieźć cię do domu?- Ross zmienił temat.
-Jakbyś mógł- zwróciła się grzeczniej niż zwykle.
-A druga sprawa, którą mam to zażalenia na ciągłe kłótnie w naszym gabinecie. Rydel mówi, że nie może wtedy liczyć, a reszta uważa, że godząc się będziemy bardziej zgrani- uśmiechnął się patrząc na drogę.
-I co w związku z tym?- nie zrozumiała słów blondyna.
-Zac wysunął nam pewną propozycję.
-Powiało grozą- skomentowała- Jaką?
-Mam to przedyskutować z tobą. Powiedział, że wymyśli coś z samorządem, a my bez słów sprzeciwu będziemy musieli to zrobić- wyjaśnił.
-Zgadzam się, ale tylko dla świętego spokoju- powiedziała wysiadając, ponieważ byli na miejscu. Lynch niezwłocznie złapał telefon i napisał do Zaca.
***
-Hahahaha! Serio?- spytała Sky.
-Nie, na sztucznie- Mendes zrobił głupią minę. Właśnie wrócili z godzinnego oprowadzania po szkole. Black wykorzystała swój talent do nawiązywania kontaktów z ludźmi i szybko znalazła wspólny język z Shawnem.
-To co teraz robimy? Szkoła jest całkiem pusta-poinformowała.
-No to chodź, skoczymy na kawę- zaproponował chłopak.
***
Kilka dni później trwało spotkanie, na którym mieli coś ustalić o Rossie i Lau.
-No to siadajcie- zachęcał Zac. Wszyscy mieli omówić strategię godzenia (jak napisała Alice) Raury. Oprócz samorządu w pokoju był też gang Marano. Miejsce przy krótszym boku zajął Scott, a naprzeciw niego siedział Max.Justin także chciał tam usiąść, ale nie był w stanie. Nadal w głębi serca był przywiązany do kolegów z administracji, lecz tego nie okazywał. Pragnął jak najszybciej zakończyć spotkanie i wrócić do aktualnego życia.
-Kochani, przepraszam za spóźnieni!- do sali wpadła Scarlett. Tego momentu najbardziej się obawiała. Usiąść naprzeciw Browna i spojrzeć w jego oczy. W celu nieprzeszkadzania bez zastanowienia usiadła. Patrząc na jego czekoladowe tęczówki wszystkie wspomnienia wróciły. To było dla niej zbyt trudne. Nie patrząc na towarzystwo wybiegła jak najszybciej umiała.
-Co ona wyprawia?- szepnęli jednocześnie Ben, Zac, Louis i Alice.
-Ja po nią pójdę- zgłosił się nieświadom niczego Jus. Już dawno o wszystkim zapomniał.
-Wszyscy, tylko nie ty!- ostrzegła Lynch. Rydel wybiegła za Black.
-Vanessa, co się dzieje?- szepnął Riker do przyjaciółki.
-Później ci wytłumaczę- odpowiedziała.
-To co myślicie w naszej sprawie?- kontynuował przyjaciel Rossa.
***
-Becky, czy ta Alice jest w jakiś sposób ładniejsza ode mnie?- spytała Sharpey.
-Nie, skąd ci to do głowy przyszło?!- oburzyła się Reb.
-No bo Zac woli ją ode mnie- wytłumaczyła.
-Oj, daj sobie spokój z tym Zac'iem.
-Ale czemu? Znasz kogoś lepszego?- odezwała się Mitchell.
-Żebyś wiedziała- wyszczerzyła się.
***
-Idiota Lynch?!- krzyknęła otwierając drzwi.
-Też cię miło widzieć- zaśmiał się sarkastycznie.
-Dlaczego przyszedłeś? Czego ty ode mnie chcesz?- pytała. Była zdziwiona jego obecnością.
-Porozmawiać- wytłumaczył krótko.
-No to wchodź jak musisz- westchnęła.
-Wolałbym wyjść na jakiś spacer- spojrzała na niego jak na szaleńca- No wiesz, neutralny grunt- dodał po chwili.
-Ale nie do lasu?- zażartowała. Nie wiedziała nawet czemu.
-A tego się po mnie spodziewałaś?- lekko uderzył ją w ramię.
-Wróg mnie bije!!!- krzyczała ze śmiechem.
----------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Dzisiaj tak z opóźnieniem i jakoś chaotycznie i bez sensu :/
sobota, 20 lutego 2016
piątek, 12 lutego 2016
Rozdział 7
Wszystkim żonom Shawna chodzącej perfekcji Mendesa :* XD
-Słyszałaś co mówiła Sharp?- spytał gdy już zostali sami. Miał dosyć tego ciągłego kiwania głową i pisania wszystkiego.-Nie, kurwa, głucha jestem- krzyknęła zła.
-Co ty tak drzesz tę japę?
-No bo przeszkadzasz mi w oglądaniu setki najlepszych motorów świata.- powiedziała unosząc jakieś czasopismo z motorem na okładce.
-Nie podskakuj, lala- zaśmiał się.
-No ja wiem, że jestem piękna, ale nie musisz nazywać mnie lalą- droczyła się. Podszedł do jej biurka, które niedawno wstawiono do gabinetu i się nad nim pochylił.
-Słuchaj młoda, jeśli mi podpadniesz możesz wylecieć z tej budy, także spinaj dupe- szepnął. Nie czekała na nic, tylko go spoliczkowała.
-Świnia-powiedziała z zaciśniętymi ustami.
-I kto to mówi?- odszedł do swojego stanowiska.
-Panie najlepszy, najpiękniejszy i najmądrzejszy- zaczęła sarkastycznie- idę do Sky.
-Chwilka, Laura. Przerwę masz za godzinę.
-Nie czekaj na mnie, bo moja stopa tu już dziś nie postanie!- krzyknęła zabierając torbę. W sekretariacie nie zauważyła Rydel, co ją bardzo cieszyło.
***
<kilka minut wcześniej>
-Cześć chłopaki- uśmiechnęła się widząc Ratliffa i Mendesa, którzy weszli do jej biura.
-Cześć Rydel- szepnął młodszy, czyli Shawn. Głośniej zawtórował Ellington.
-Ach, zapomniałam-westchnęła uświadamiając sobie, że to pierwszy dzień nauki dla braci- Ktoś musi was oprowadzić. Zaczekajcie chwilkę, a kogoś znajdę. Tylko dajcie plany- powiedziała wychodząc gdzieś. Zajrzała do większości pomieszczeń, gdzie jej rówieśnicy pisali, liczyli i wykonywali różne czynności. Wszyscy byli zajęci. Zauważyła Sky pijącą sok obok tablicy ogłoszeń.
-Sky czekaj!- krzyknęła biegnąc.
-Co ty się tak wydzierasz? Co, Dell? -uśmiechnęła się.
-Pomożesz mi i oprowadzisz Shawna po szkole?
-Jasne. Nie mam aktualnie nic do roboty- przyznała Black.
-Dobra, to chodź- blondynka złapała ją za rękę i pociągnęła do sekretariatu.
-Ell ty idziesz ze mną, a Shawn ze Scarlett- wyjaśniła wychodząc. Ratliff zrobił to samo. W pomieszczeniu została tylko Sky i Mendes.
-Scarlett Black, redaktor naczelna gazetki- uśmiechnęła się wyciągając rękę w stronę bruneta.
-Shawn Mendes, na razie nikt- zaśmiał się nieśmiało.
-To co, Shawn? Idziemy?- wskazała na drzwi.
-Idziemy- powiedział trochę głośniej.
-Dasz spojrzeć na plan?- spytała zaraz po wyjściu.
-Proszę- uśmiechnął się.
-Dobrze, więc najpierw pokażę ci salę gimnastyczną- zarządziła.
***
Sky... Kiedy jej najbardziej potrzebowała szlaja się gdzieś. Nie miała pojęcia gdzie. Chciała wejść do jej gabinetu, ale przeszkodził jej w tym pewien głos.
-A gdzie się pani wybiera?- zaśmiał się Ryland, jak rozpoznała po głosie. Stał tuż za nią, więc się odwróciła.
-Chciałam pogadać z Black, ale jej nie ma- zasmuciła się.
-Pogadać powiadasz? Mam teraz godzinne okienko, przed treningiem koszykówki. Skusisz się na kawę?- wyszczerzył się brunet.
-Nie obrażaj się, ale raczej mnie nie zrozumiesz- powiedziała obojętnie.
-Problemy z Rossem? - na te słowa chciała iść, ale w ostatniej chwili złapał ją za nadgarstek- Posłuchaj, ja dobrze wiem, jaka jest między wami relacja. Znam Rossa bardzo dobrze, więc powiedz o co chodzi, a może coś zaradzę.
-Jesteś kochany RyRy, ale sama sobie lepiej poradzę- oznajmiła uciekając. Skierowała się w stronę schodów. Musi podskoczyć do chłopaków z gangu, bo ostatnio ich zaniedbała.
***
-Zac, to nie tak. Ja po prostu jej nie rozumiem!- wyjaśnił Ross. Właśnie popijał coca colę w towarzystwie najlepszego przyjaciela.
-Spróbuj pomyśleć jak ona. Może to coś da- zamyślił się Scott.
-Że niby ja mam być tak głupi jak ona? Nigdy! Ty siebie słyszysz Zacuś?!
-Wiesz co? Mam to gdzieś! Załatwcie te sprawę jak ludzie, bo nam już to zaczyna przeszkadzać- wstał z krzesła. Ross go zatrzymał:
-Zac, czekaj!- spojrzał na blondyna.
-Co moglibyśmy zrobić, żeby jakoś to wszystko poprawić?- spytał Ross z nadzieją. Nie ukrywał, że sytuacja z Lau była dla niego niekomfortowa.
-Przede wszystkim dowiedz się o co się boczy i ją przeproś. Laski lubią jak przepraszasz za nic, także zapunktujesz.
-Ale ona jest inna- nie wiedział czy mówi to w pozytywnym czy negatywnym sensie.
-Mam pomysł- uśmiechnął się Zac- przedyskutuj to z Laurą. My z samorządem wymyślimy coś, co ma was do siebie zbliżyć, a wy to wykonacie.
-Zrobię to tylko dla dobra samorządu- podkreślił ostatnie słowo.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Wena dopisuje, także macie nexta! Zachęciliście mnie do pisania swoimi 81 wyświetleniami z wczoraj! MIAZGA PO PROSTU! <3 Część z was już wie, ale dla powiadomienia reszty: szykuję się do bloga z Mendesem w roli głównej :) Kto się cieszy? Btw, obstawiajcie co uknuje nasz ukochany samorząd. Dodam, że macie ankietkę, z której głosy mega pomogą mi w pisaniu ciągu dalszego :) Także do napisania miśki :*
czwartek, 11 lutego 2016
Największa gapa bloggera- Lodovica Swift
Witam państwa! Chciałabym was SEEEEERDECZNIE PRZEPROSIĆ. Jak zauważyliście rozdział szósty jest meeeega krótki, bo przypadkiem opublikowałam wam tylko malutki kawałek :( Postanowiłam, że napiszę jego ciąg dalszy w tamtym poście, także nie gniewajcie się na mnie. Ps: NIGDY, PRZENIGDY NIE PISZĘ ROZDZIAŁU NA FONIE!
środa, 10 lutego 2016
Rozdział 6
Po zjedzonej pizzy wszyscy leżeli na kanapie. Oprócz Rossa, który nawet nie zszedł na jedzenie.
-Rydel, mogłabym się gdzieś położyć, bo boli mnie głowa- skłamała Laura. Miała już dosyć przebywania w towarzystwie. Była typem samotnika.
-Jasne, chodź za mną- powiedziała Dell wstając. Laura zrobiła to samo. Podczas przechodzenia panowała niezręczna cisza. Lynch postanowiła ją przerwać- I co? Masz już dosyć mojego braciszka?- zaśmiała się.
-Nie- mówiła z dziwnym akcentem- Mam tylko ochotę go zabić.
-Uuuu... No to nieźle- podsumowała blondynka.
-Oj, daj spokój Rydel.
-Rydel? Jaka Rydel?- zaśmiała się, na co Laura obdarowała ją dziwnym wzrokiem- Mów mi Delly.
-Dobra- zaśmiała się. Zauważyła, że są już na piętrze.
-Korytarzem na wprost. Pierwsze drzwi z lewej. Jakbyś czegoś potrzebowała Ross mieszka obok- poinstruowała odchodząc.
Lau otworzyła drzwi do pomieszczenia i od razu rzuciła się na łóżko. Miała zamiar pójścia spać, ale coś jej w tym przeszkadzało. Dźwięk gitary... Pobiegła do pokoju Rossa i nie pukając weszła. Zaczęła krzyczeć:
-Lynch, ty chory pojebie! Po chuj brzdękolisz na tej żałosnej gitarce kiedy ja chce kurwa spać?!
-Nie żałosna gitara tylko Luna- zaśmiał się pod nosem- Oj Marano, pukać to cię w domu nie nauczyli?
-A ciebie szanować potrzeb innych- prychnęła, ale nic nie odpowiadał. Spojrzała w jego ciemne oczy- Więc tak chcesz grać? W szkole grasz aniołka, a gdy nikt nie widzi jesteś gorszy ode mnie?- szepnęła pochylając się w jego stronę.
-Sama zaczęłaś tę grę, Marano.
-Wiedz, że ja ją wygram- była kilka centymetrów od jego ucha.
-Chcesz grać to graj. Dobrze wiesz gdzie skończysz- pouczył ją.
-No gdzie? Powiedz mi panie wzorowy i perfekcyjny!
-Jak będziesz się tak dalej zachowywać to w końcu przejedziesz kogoś tym motorkiem i resztę życia spędzisz na cmentarzu lub w więzieniu- wyjaśnił. Pierwszy raz w jej oczach pojawiły się łzy spowodowane obrażaniem.
-Jesteś podły!- krzyknęła wybiegając.
-Laura, czekaj...- szepnął- J-ja nie chciałem- rzekł nieśmiało. Brunetki już nie było. Postanowił nie biec za nią, bo dolałby oliwy do ognia.
***
Spojrzeli na siebie nawzajem, wzięli głęboki wdech i weszli do pomieszczenia. Rozejrzeli się i zauważyli dziewczynę. Była ubrana w białą koszulę, różowe spodnie i czarne szpilki. Blondynka patrzyła na jakieś kartki trzymane w dłoniach. Odważniejszy z nich, Ellington postanowił się przywitać. Szybko ocenił, że dziewczyna jest w ich wieku dlatego zaczął przyjacielskim:
-Cześć- na jego słowa Rydel odwróciła oczy-Dzwoniłem wczoraj.
-Hola, hola! A ty?- spojrzała na drugiego chłopaka. Był mniej więcej tego samego wzrostu.
-Em... Myślałem, że jak zadzwoni Ell ja nie będę musiał- powiedział bardzo cicho. Ryd już wywnioskowała jego nieśmiałość.
-No dobra, przymknę na to oko. A czy dyrektor wie, że będziesz nowym uczniem?
-Tak-odpowiedział za niego drugi.
-Dobra, mówcie chociaż imiona- zaśmiała się Lynch sięgając po długopis. Oczywiście różowy.
-Ellington Ratliff- powiedział ten, który się z nią przywitał.
-Shawn Mendes- szepnął drugi.
-Jesteście jakimiś braćmi czy coś?- ciekawość dziewczyny wzięła górę nad manierami.
-Przyrodnimi. Mamy tę samą matkę- zaśmiał się Ell.
-To już was prowadzę do mojego brata.
***
Minął miesiąc. Laura ani razu nie odezwała się do Rossa. Dziwicie się pewnie jakim cudem razem pracowali? Blondyn pisał na kartkach polecenia a ona bez słowa sprzeciwu je wykonywała. Czasem chodziła po całej szkole, a innym razem kserowała jakieś dokumenty. Nie obchodziło ją nawet jakie. Zauważyła Sharpey wchodzącą do gabinetu.
-Hejka kochani- powiedziała swoim udawanym, słodkim głosem. Ross już wiedział, że czegoś chce.
-Czego chcesz Mitchell?- powiedział surowo blondyn.
-Oj, Rossy wyluzuj. Chciałam powiedzieć, że macie tu okropną organizacje. Jesienny bal powinien już być przygotowany a wy nawet o nim nie myślicie...
---------------------------------------------------------------------
NAPISANE DO KOŃCA! :D
-Rydel, mogłabym się gdzieś położyć, bo boli mnie głowa- skłamała Laura. Miała już dosyć przebywania w towarzystwie. Była typem samotnika.
-Jasne, chodź za mną- powiedziała Dell wstając. Laura zrobiła to samo. Podczas przechodzenia panowała niezręczna cisza. Lynch postanowiła ją przerwać- I co? Masz już dosyć mojego braciszka?- zaśmiała się.
-Nie- mówiła z dziwnym akcentem- Mam tylko ochotę go zabić.
-Uuuu... No to nieźle- podsumowała blondynka.
-Oj, daj spokój Rydel.
-Rydel? Jaka Rydel?- zaśmiała się, na co Laura obdarowała ją dziwnym wzrokiem- Mów mi Delly.
-Dobra- zaśmiała się. Zauważyła, że są już na piętrze.
-Korytarzem na wprost. Pierwsze drzwi z lewej. Jakbyś czegoś potrzebowała Ross mieszka obok- poinstruowała odchodząc.
Lau otworzyła drzwi do pomieszczenia i od razu rzuciła się na łóżko. Miała zamiar pójścia spać, ale coś jej w tym przeszkadzało. Dźwięk gitary... Pobiegła do pokoju Rossa i nie pukając weszła. Zaczęła krzyczeć:
-Lynch, ty chory pojebie! Po chuj brzdękolisz na tej żałosnej gitarce kiedy ja chce kurwa spać?!
-Nie żałosna gitara tylko Luna- zaśmiał się pod nosem- Oj Marano, pukać to cię w domu nie nauczyli?
-A ciebie szanować potrzeb innych- prychnęła, ale nic nie odpowiadał. Spojrzała w jego ciemne oczy- Więc tak chcesz grać? W szkole grasz aniołka, a gdy nikt nie widzi jesteś gorszy ode mnie?- szepnęła pochylając się w jego stronę.
-Sama zaczęłaś tę grę, Marano.
-Wiedz, że ja ją wygram- była kilka centymetrów od jego ucha.
-Chcesz grać to graj. Dobrze wiesz gdzie skończysz- pouczył ją.
-No gdzie? Powiedz mi panie wzorowy i perfekcyjny!
-Jak będziesz się tak dalej zachowywać to w końcu przejedziesz kogoś tym motorkiem i resztę życia spędzisz na cmentarzu lub w więzieniu- wyjaśnił. Pierwszy raz w jej oczach pojawiły się łzy spowodowane obrażaniem.
-Jesteś podły!- krzyknęła wybiegając.
-Laura, czekaj...- szepnął- J-ja nie chciałem- rzekł nieśmiało. Brunetki już nie było. Postanowił nie biec za nią, bo dolałby oliwy do ognia.
***
Spojrzeli na siebie nawzajem, wzięli głęboki wdech i weszli do pomieszczenia. Rozejrzeli się i zauważyli dziewczynę. Była ubrana w białą koszulę, różowe spodnie i czarne szpilki. Blondynka patrzyła na jakieś kartki trzymane w dłoniach. Odważniejszy z nich, Ellington postanowił się przywitać. Szybko ocenił, że dziewczyna jest w ich wieku dlatego zaczął przyjacielskim:
-Cześć- na jego słowa Rydel odwróciła oczy-Dzwoniłem wczoraj.
-Hola, hola! A ty?- spojrzała na drugiego chłopaka. Był mniej więcej tego samego wzrostu.
-Em... Myślałem, że jak zadzwoni Ell ja nie będę musiał- powiedział bardzo cicho. Ryd już wywnioskowała jego nieśmiałość.
-No dobra, przymknę na to oko. A czy dyrektor wie, że będziesz nowym uczniem?
-Tak-odpowiedział za niego drugi.
-Dobra, mówcie chociaż imiona- zaśmiała się Lynch sięgając po długopis. Oczywiście różowy.
-Ellington Ratliff- powiedział ten, który się z nią przywitał.
-Shawn Mendes- szepnął drugi.
-Jesteście jakimiś braćmi czy coś?- ciekawość dziewczyny wzięła górę nad manierami.
-Przyrodnimi. Mamy tę samą matkę- zaśmiał się Ell.
-To już was prowadzę do mojego brata.
***
Minął miesiąc. Laura ani razu nie odezwała się do Rossa. Dziwicie się pewnie jakim cudem razem pracowali? Blondyn pisał na kartkach polecenia a ona bez słowa sprzeciwu je wykonywała. Czasem chodziła po całej szkole, a innym razem kserowała jakieś dokumenty. Nie obchodziło ją nawet jakie. Zauważyła Sharpey wchodzącą do gabinetu.
-Hejka kochani- powiedziała swoim udawanym, słodkim głosem. Ross już wiedział, że czegoś chce.
-Czego chcesz Mitchell?- powiedział surowo blondyn.
-Oj, Rossy wyluzuj. Chciałam powiedzieć, że macie tu okropną organizacje. Jesienny bal powinien już być przygotowany a wy nawet o nim nie myślicie...
---------------------------------------------------------------------
NAPISANE DO KOŃCA! :D
czwartek, 4 lutego 2016
Rozdział 5
Rozdział dedykowany Alex :*
Była jakaś siedemnasta. Zsiadła z motoru i udała się do domu. Jak zwykle rzuciła plecak w kąt jak każdy uczeń w piątek. Zauważyła Vanessę, która stała przed lustrem wiszącym na korytarzu. Była ubrana inaczej niż zwykle. Zamiast conversów i jeansów miała na sobie czarną, krótką spódnice i szpilki. Laura była bardzo zaskoczona. Jej siostra nie miała w zwyczaju wychodzić w piątek, na dodatek w takim stroju.-Nessa gdzie się wybierasz?- spytała unosząc brwi.
-Też miło cię widzieć- zaśmiała się sarkastycznie- Z Rikerem mamy wyskoczyć na jakąś imprezkę a potem nocuję u Lynchów. Idziesz ze mną?
No i była pod ścianą. Z jednej strony chciała iść, ale jej mroczny charakter na to nie pozwalał. Zła strona nadal nie chciała ustąpić dobrej... Nie pójdzie- będzie czuć się głupio. Rydel rozwiązuje zadanie ratując jej życie, a ona nie chce jej odwiedzić, ale odwiedzając ją zrobi jej nadzieję na coś więcej. Przyjaźń z Dell nie była jej celem. Wręcz przeciwnie. Miała Sky i to jej wystarczało! Pójdzie- będzie musiała użerać się z Rossem cały wieczór. W końcu on też tam mieszka. Chyba że powie, że przyszła z myślą o Rocky'm?
-Jestem zmęczona, ale Ryd prosiła także mogę iść.
-Widzę, że jesteś zmęczona. Mogę cię spakować, a ty tymczasem weź prysznic i się troszkę ogarnij- poinstruowała Van.
-Ale weźmiesz mnie do klubu- zaśmiała się robiąc kocie oczy.
***
-Dell zasmrodziłaś mi całą łazienkę babskimi perfumami!- krzyczał Rocky.
-Daj spokój. Przecież moje ukochane perfumy mają boski zapach- broniła produktu Rydel.
-Chyba według ciebie- westchnął chłopak.
-Podaj mi telefon, bo słyszałam dźwięk smsa- powiedziała blondynka, a Rocky niezwłocznie wstał i chwycił jej telefon. Po chwili czytała wiadomość:
Od: Vanessa :3
Cześć Dells :) Mogłabym wziąć dziś ze sobą Laurę? :3
Do: Vanessa :3
Jeszcze pytasz? Jasne, że tak :D
Od: Vanessa :3
Będziemy za godzinkę :*
***
Karciła się w myślach. Po co idzie do Lynchów? Sama tego nie wiedziała... Siedziała z Van w samochodzie, który po chwili się zatrzymał.Teraz nie ma już innego wyjścia. Wysiadła z samochodu z niezadowoloną miną.
-A więc tu mieszka ten idiota- szepnęła pod nosem.
-Vanessaaaaaa!- krzyknęła Rydel wybiegając z domu. W drzwiach stał także Ross. Patrzył na siostrę jak na psychopatkę.
-Nie chcę nic mówić, ale jest tu też Laura- powiedział obojętnie.
-Lauuuuuuuuuuuuuuu!- kolejny krzyk wydał się z ust blondynki
-Ona tak zawsze?- zaśmiała się młodsza Marano podchodząc i przybijając piątkę z Rocky'm.
-Gdy widzi kogoś kto nie jest chłopakiem i kumplem któregoś z nas to tak- zaśmiał się.
-Ciekawą masz siostrę, nie powiem.
-No wiem- mruknął.
-O hejka- zauważyli Rylanda, który śmiał się z nich- Nie zauważyliście, że wszyscy już weszli?
-Nie...- obejrzała się Lau.
-Oj gapy wy moje- młody Lynch podszedł do nich kładąc ramiona na ich plecach. Laura czuła się niezręcznie.
-RyRy bierz te łapy!- pobiegła do domu za siostrą i przyjaciółką. Patrzyła na swoje buty, aż nagle poczuła, że na kogoś wpada.
-Oj, Laura, Laura nawet chodzić nie umiesz- zaśmiał się. Już po głosie rozpoznała Rossa.
-Mówi to osoba, która prawie cały dzień kazała mi chodzić po szkole- wyszczerzyła się. Miała zamiar od razu go zdenerwować i potem móc cieszyć się spokojem.
-Jak chcesz to zawsze mogę ci dać papiery i kalkulatorek- prychnął.
-Wolałabym motorek.
-A idź kierowco! Nie nadajesz się na stanowisko, które zajmujesz- patrzył jej w oczy mówiąc to. Nigdy się nie przejmowała wyzwiskami od Rossa, a teraz coś w niej drgnęło.
-No wiem, jestem na to zbyt zdolna!- wyszczerzyła się.
-Oszukuj się dalej!- odkrzyknął kierując się w stronę schodów znajdujących się obok.
-Chociaż zeszedł mi z drogi- uśmiechnęła się pod nosem. Weszła do (jak przypuszczała) salonu.
***
Rzucił się na łóżko. Nigdy nie miał nikogo aż tak dosyć jak jej. Po drodze oczywiście chwycił gitarę, która zawsze stała oparta o biurko. Teraz grał na skrzypcach, ale kilka lat temu jeszcze kochał grę na gitarze. Ogółem nie wracał do tego instrumentu, nie cofał się w czasie. Zagrał kilka bezmyślnych melodyjek, które uznał za rockowe. Myślał o pewnej brunetce, która wywróciła dziś jego dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. Miał jej to za złe. Nienawidził sytuacji gdy ktoś pojawiając się wszystko niszczy i zmienia. Był także uparty- tak jak Laura. Może właśnie te wspólne cechy przesądziły o ich kłótniach? Obydwoje tego nie wiedzieli i nie chcieli się dowiedzieć. Zawsze któreś odrzucało to drugie. Laura miała już w psychice wstręt. Ross... On sam nie wiedział co o niej myśli. Czasem irytowało go jej zachowanie, innym razem ją przepraszał i chciał dojść do porozumienia. Było także coś czego odczuwać się wstydził. Marano go na swój sposób intrygowała. Co takiego siedzi w tej dziewczynie? Diabeł? Dlaczego tak go nienawidzi? Czy kiedykolwiek się tego dowie?
***
-Rydel, jutro niestety musicie przyjść do szkoły. Zadzwoń do wszystkich- powiedział spokojnie Smith. Nic już nie mówiąc zakończył ich połączenie telefoniczne.
-Zmiana planów- uśmiech z ust Delly zniknął. Musiała powiedzieć rodzeństwu i przyjaciółkom- Jutro do szkoły.
-To wy chodzicie w soboty?- zdziwiła się Laura.
-Czasem...- westchnęła Vanessa.
-To robimy pizze!- krzyknął Ryland- Kto ostatni w kuchni, zmywa naczynia.
-To zafundujemy ci rękawiczki- powiedział Riker biegnąc do kuchni. W międzyczasie wystawił język najmłodszemu bratu. Reszta rzuciła się za nim.
-----------------------------------------------------------------------------------
Witam państwa! Raczej dwie albo trzy osoby czytające ten bezsens :) A więc nie mogłam się wysłowić ostatnio i dlatego rozdział tak późno. Mam nadzieję, że mi wybaczycie tak małą ilość myśli Rossa, ale na nie jeszcze trochę poczekacie :) Mam dla was niespodziankę w nexcie :) Tak wgl to dzisiaj tłusty czwartek (co za refleks XD) Ile pączków zjedliście? :D JA CHCE PIOSENKĘ RYLANDA!!!!!!~~moje jedyne pragnienie w tej chwili XD Mniejsza, bo zaczynam się trochę za bardzo rozpisywać :) Także komentujcie miśki :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)