środa, 25 listopada 2015

Rozdział 2

Rozdział z dedykacją dla Alex Rover. Reszta z was może cierpliwie czekać na dedykację :3

Brunetka szybkim krokiem pojawiła się w sekretariacie i czekała, aż dowie się czegoś o jej nowym zajęciu. Nagle w drzwiach gabinetu jej wroga pojawiła się jego siostra. Na widok dziewczyny uśmiechnęła się szeroko, ale Laura patrzyła na nią z wrogością. Ten mechanizm był prosty. Nienawidzi także jej, ponieważ kto normalny lubi siostrę swojego wroga? Jeśli jest człowiekiem, którego Vanessa darzy sympatią nie powinna się do niej zbliżać. Mimo potwornego charakteru starała się nie mieszać w życiu siostry. To ona jest bezuczuciowym monstrum, które potrafi tylko ranić. Nawet zabiłaby z zimną krwią. Wiedziała o tym tylko ona. Nie miała w zwyczaju zwierzać się nikomu, nawet Sky czy chłopakom z bandy. Czuła się jak szklanka w powietrzu, jakby miała za chwilę runąć i rozsypać się na milion kawałeczków. Pomyślicie sobie- tnie się, ale tak nie było. Nigdy nie zniżyła się do poziomu samookalaczania. Nastolatki przez chwilę stały w milczeniu, ale Rydel jako miła gaduła postanowiła się odezwać zauważając nieśmiałość brunetki.
-O hej! Siostra Van? Co cię tu sprowadza?- uśmiechnęła się ciepło Rydel, na co Lau się skrzywiła.
-Cześć.- odpowiedziała obojętnie wlepiając wzrok w dywan, obok biórka, na którym usiadła blondynka.- Mam imię, a mianowicie Laura. A ty siostra Rocky'ego?- chciała powidzieć Ross'a, ale musiałaby to przymilić jakimś wyzwiskiem. Postanowiła to ominąć i zapytać o serdecznego kolegę.
-Jeszcze Riker'a, Rylanda i Ross'a.- dodała. Laurze na ostatnio słowo pojawił się odruch wymiotny.-Mogę w czymś ci pomóc?
-Mam dowiedzieć się o wyglądzie czasu w szkole podczas bycia w samorządzie.- na te słowa uśmiechnięta Delly wypuściła ołówek i kubek, który trzymała w dłoni.
-Ty w samorządzie?- zdziwiła się- Z tego co mi wiadomo to do ciebie nie pasuje. Była jakaś kampania i Riker nic mi nie mówił?- złapała się za głowę.
-Nie, ale dzięki twojemu braciszkowi będę z wami pracować.- nadal wpatrywała się w podłogę, ale ze złością. -Ross Idiota Lynch mnie wsypał i teraz będę jego asystentką. - dodała dziewczyna po chwili zastanowienia. Nie mogła się powstrzymać przed dodaniem tego "idiota".
-A to ciekawe...-westchnęła starsza. -Poproszę, żeby był dla ciebie miły, ale nic nie obi...- nie mogła dokończyć, bo Marano jej przerwała:
-Daj spokój, ja nie będę dla niego miła, także niech się nie wysila i spierdala. - siostra Lynch'a zrobiła dziwną minę, ale jej nie upomniała. Potem zaprosiła ją na krzesło obok biurka i zaczęła wyjaśniać rolę asystentki czy opowiadać o nowym planie.
***
Siedzieli w ciemnym pomieszczeniu i jedynym dźwiękiem, który słyszeli był stukot czerwonych szpilek. Na środku pomieszczenia znajdowało się biurko, a obok niego krzesło, na którym siedział Zac.
-No to mów o czym wiesz, kotku?
-Alice nie mogę o tym rozmawiać. Przepraszam- mówił przerażony chłopak.
-Ale zrobisz mi wyjątek?- uśmiechnęła się na chwilę, jednak potem nie wykazywała żadnych uczuć- Co wiesz o dzisiejszym incydencie z Laurą Marano, Ross'em Lynch'em i Scarlett Black?
-Trochę w sumie wiem.- mówił niepewnie brunet.
-To znaczy? Przejdź do rzeczy- przekonywała niczym policjanci na przesłuchaniach.
-Ross naskarżył na Laurę dyrkowi, a Sky była wtedy z nimi, a jak to nasz Smith załatwił dwa problemy naraz. Marano ma zostać asystentką Lyncha.
-A to ciekawe...- powiedziała blondynka spokojnie-Jeśli chcesz możemy dziś wyjść do kina.
-Czemu nie.- uśmiechnął się jeszcze przed chwilą przerażony Zac. Potem para wyszła z pokoju i skierowała się do wyjścia.
***
-Sharpey nie pasuje ci ta brzoskwiniowa pomadka- powiedziała Rebeca.
-No ale to odcień, który lubił Ross, a Zac ma podobny gust! Becky uruchom swój umysł!- krzyknęła blondynka.
-Cześć Reb!- obok Moon pojawił się Ben z ręką na jej ramieniu.
-Spadaj idioto!-krzyknęła dziewczyna. Sharpey nie zwracała nawet na nich uwagi odeszła. Moon nienawidziła momentów sam na sam z Benem- To ja już pójdę. Pa- odpowiedziała szybko i zniknęła zostawiając chłopaka.
Zawsze myślał o niej, nawet gdy jechał na motorze. Planował nauczyć tego ich syna. Niezwykłą wrażliwość Rebecy dostrzegł już w podstawówce, kiedy udzielała się w akcjach charytatywnych i chodziła do schroniska pomagać psom, choć sama marzyła o białym lub rudym dachowcu. Ben postanowił, że przyjmie ją pod swój dach jednocześnie do swego serca nawet z milionem kotów, ale ona już nie pasjonuje się zwierzętami, a służbą tej zołzie- Sharpey. Różowa lala ją zmieniła... Już jej czasem nie poznawał. Chłopak postanowił, że jak już będą razem pomoże jej się z tego wyrwać.
***
Wstając nie miała ochoty do działania. Od dziś zaczynało się jej wieczne więzienie. Nazywała to tak, ponieważ będąc podwładną Lyncha nie będzie mogła przebywać ze swoją paczką i jej obowiązkiem będzie przestrzeganie wszystkich nudnych reguł. Mówiła, że ma zamiar się z tego wyrwać, ale po przemyśleniu sprawy wolała się poddać i co najważniejsze, nie wyrzucą ją ze szkoły. Nie zależało jej na nauce, ale spokoju, który miała mieszkając tylko z siostrą, chodzącą własnymi drogami i nie miała nigdy nic do powiedzenia. Mijały się lub zamieniły parę słów przy śniadaniu. Vanessa nie była jej zbytnio potrzebna. Tego dnia Laura ubrała jedną z jej najbardziej rockowych stylizacji, a wszystko po to, żeby zrobić na złość Rossowi. Doskonale wiedziała, że w samorządzie i gazecie panuje oficjalny sposób ubierania się. Gotowa chwyciła jabłko i niezwłocznie wsiadła na swój motocykl. Jazda nie sprawiała już jej radości-była po prostu rutyną. Zaparkowała pojazd na wielkim miejscu parkingowym, które pomieściłoby dwa średniej wielkości auta. Przybiła piątki z każdym członkiem bandy i jakby nigdy nic udała się do szkoły. Tam na korytarzu zauważyła blondynkę, z którą rozmawiała wczoraj. Nie mogła sobie przypomnieć jej imienia, ale wszelkie wątpliwości rozwiał Rocky podbiegając do swojej siostry:
-Rydel, co ty tu robisz?- spojrzeli na siebie niezrozumiale- Nie powinnaś być na górze, przy biurku?
-Powinnam, ale dziś wyjątkowo jestem tu. Jest już Laura Marano?
-Czego ty znowu chcesz od Lauruchy?!- chłopaka ogarniała złość. Nie chciał, aby reszta rodziny w jakikolwiek sposób zawierała kontakty z przyjaciółką.
-Muszę ją zabrać na górę i pokazać biuro Ross'a, bo wczoraj o tym zapomniałam- sprostowała Delly.
-No to ją zawołam- nie zdążył się obejrzeć, a brunetka podążała z niechęcią w stronę jego siostry.
-To ten, cześć Rydel- powiedziała, jakby za chwilę miała z niej zostać wyssana ostatnia kropla energii. Blondynka wytłumaczyła  cel swego pojawienia się i udały się do gabinetu Rossa.
-Jak tam humor? Widzę, że nie pali ci się do pracy- zagadnęła Lynch.
-A czy widzisz jakiś entuzjazm? W ogóle to nie znam tu nikogo i te godziny będę spędzać z pieprzonym Rossem!- krzyczała z jadem. Obiecała sobie- zero wyzwisk przy rodzinie, ale nie wytrzymała. 
-Nie jest tak źle- uśmiechnęła się blondynka ukazując rząd śnieżnobiałych zębów- Zawsze możesz przyjść do mnie, to tylko kilka kroków.
-Gdybyś nie była siostrą naszego głupiego przewodniczącego to z chęcią, ale Ross to twój brat.
-Pamiętaj, że jestem też siostrą Rocky'ego-przekonywała. Ona też kiedyś nie miała przyjaciółek z elity i jej nie miał kto zapewnić wsparcia, dlatego chce, aby Lau je miała- Nie rozumiem dlaczego nie lubiąc Rossa nienawidzisz też mnie.
-Nie zrozumiesz- westchnęła Marano. Nie miała ochoty jej tego tłumaczyć.
-Dobra, jesteśmy- Dells otworzyła drzwi do gabinetu brata- A więc na razie nie wnieśliśmy tu drugiego biurka, a Rossy ma dość duże, więc parę dni będziecie je dzielić. Usprzątnęłam dla ciebie mniejszą cześć- wskazała na mebel, a brunetka jedynie pokiwała głową- Tu masz przybory do pisania, komputer, papier, drukarkę- pokazywała przedmioty po kolei. Po kilku innych wskazówkach zakończyła wypowiedź- Poczekaj tu na Rossa, a on ci znajdzie jakieś zajęcie.
-Okej- powiedziała rozsiadając się wygodnie w fotelu.
-Jakbyś czegoś potrzebowała to zgłoś się do mnie- powiedziała wychodząca Delly wychylając głowę do gabinetu brata.

Witam państwa! Nie ma to jak cierpieć na brak weny... Inne bloggerki pewnie doskonale wiedzą o czym mówię. Do tego szkoła i brak czasu, na co składa się zaniedbywanie bloga. OSTRZEGAM ROZDZIAŁ NIESPRAWDZANY! Chciałabym wam serdecznie podziękować za aż 4 komentarze, które dały mi mega kopa do pisania. Jesteście cudowni <3 Mamy ponad 400 wyświetleń, co też jest niezłym wynikiem. 1 obserwator :) Także next postaram się dodać jeszcze w tym miesiącu. Pa!
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 1

Jak zwykle stała pod gabinetem dyrektora wraz z Maxem. Miała po raz kolejny słuchać jego kazań na temat ucieczek ze szkoły i jeżdżenia motorem po niej. A to wszystko przez człowieka, którego nienawidziła- Rossa Lynch'a. Z pozoru była szczęśliwą dziewczyną, kochającą swoje życie, jednak w głębi duszy krzyczała. Miała dość jej nudnego życia, przepełnionego ucieczkami, jedynkami w szkole czy zbyt dużą dawką adrenaliny. Była po prostu zmęczona. Nie mogła tego jednak okazać. Ogólnie nie okazywała emocji, bo nie wypadało. Rządziła bandą chłopaków, była stanowcza i pewna siebie. Płacz i zmęczenie nie idą z tym w parze... Po chwili wpatrywania się w sufit zauważyła przyjaciółkę i tuż za nią przewodniczącego. Osoby szanowane w tej szkole, na które patrzono nie z postrachem jak na nią, a z podziwem i uwielbieniem. Pragnęła by ktoś chociaż raz spojrzał na nią w ten sposób. Nie zwracała jednak na nich uwagi, a nadal wpatrywała się w biały sufit. Jej wewnętrzny spokój przerwał kolega szeptając coś typu "życz mi powodzenia", po czym wparadował do pokoju. Dalsze przemyślenia przerwała Scarlett, trzymająca plik jakiś papierów w ramionach. Spojrzała na jej czarne kotury i od razu wypaliła:
-Lau? Nie poznałam cię.
-Hej Sky!- uśmiechnęła się do dziewczyny. Jedynie z nią potrafiła się cieszyć życiem. -Przecież zawsze tu jestem w czwartki po południu.
-Nawet ja to wiem. - ku zaskoczeniu brunetki odezwał się jej wróg. Jej mina od razu zrzędła. Spojrzała na Ross'a z obrzydzeniem.
-Pytał cię ktoś o zdanie, Lynch?-odburknęła.
-Możesz się chociaż raz zachowywać w przyzwoity sposób?- spytał chłopak. W Laurze złość zaczęła dawać o sobie znać, jednak nic nie powiedziała.- Po co tym razem cię wezwano?
-Nie twój interes, Panie Idioto Lynch.
-Laura, daj spokój.-powiedziała przyjaciółka łapiąc ją uspokajająco za ramię.
-Nie, dzięki za propozycje. A z tobą się jeszcze policzę.- brunetka wskazała na nastolatka.
-No dobra, ale przed Alice nic się nie ukryje.- stwierdził chłopak wskazując na blondynkę stojącą kilkanaście metrów dalej.
-No, ale przed Rossy'm Gównem Lynchem tak.
-To był cios poniżej pasa!- uniósł się, jednak dziewczyna nie zareagowała- Idziemy do dyrektora!
-I tak tam się wybieram.- obojętność przepełniała jej głos.- A tak w ogóle co taki idiota jak ty będzie robił z panem Smith?- dodała z drwiną.
-Złożę prośbę o twoje zawieszenie. Bądź tego pewna. Idę ze Scarlett do dyrektora w sprawie gazetki, panno Marano.- z tonu chłopaka można było wyczytać tylko spokój, opanowanie. Kompletne przeciwieństwo Laury.
-Sky po co ci ten pacan?
-Laura, proszę nie nazywaj go przy mnie pacan.
-No to po ci ten idiota.
-Lau...-westchnęła.- Ross porozmawia ze mną i dyrektorem o pojawiającym się w kolejnym wydaniu wywiadzie z nim.
-Na pewno sprzedaż będzie rekordowa.- zadrwiła brunetka.
-Odniesie większy sukces niż twoje "wypowiedzi"- przy ostatnim słowie brązowooki zahaczył cudzysłów w powietrzu.
-Oj, tak... Sky pisz już lepiej o Sharpey. Jest bardziej interesująca.- po tych słowach zauważyła kolegę opuszczającego gabinet Pana Smith, więc postanowiła do niego wejść.
<br>Ku jej zaskoczeniu kroku dotrzymała jej pozostała dwójka.
-Dzień dobry- powiedziała kulturalnie Black. Zaraz po niej słowa te powtórzył blondyn. Dyrektor natomiast wskazał na miejsca siedzące. Wtedy Marano zareagowała siadając na jednym z nich i eksponując nogi na biurku.
-Siema, czego znowu.- zaczęła obojętnie.
-Droga panno proszę się tak do mnie nie zwracać. - odpowiedział równie spokojnie nauczyciel.- A wasza dwójka?- Sky i Ross spojrzeli na siebie porozumiewawczo, aby brunetka mówiła pierwsza.
-Ja chciałabym powiedzieć, że ta dwójka się koszmarnie nie dogaduje i prosiłabym o jakąś interwencje z pana strony.- uśmiechnęła się życzliwie.
-Ja natomiast chcę złożyć wniosek o zawieszenie panny Marano w prawach ucznia.
-Dobrze, a na jakiej podstawie.
-Jak pan już zauważył dziewczyna nie ma do nikogo szacunku...-chciał mówić dalej, ale buntowniczka wtrąciła:
-Zamknij pysk Lynch!
-Ma pan właśnie tego uzasadnienie. Mówiąc dalej spóźnia się na lekcje lub z nich ucieka, jeździ po budynku szkolnym swoim motorem oraz wyzywa uczniów niekulturalnymi słowami.
-Lynch, pożałujesz.- wysyczała przez zęby. Czekali właśnie na jakiś odzew ze strony pana Smith'a, który otrzymali po kilku minutach:
-A więc Laura Marano zachowuje się nieprzyzwoicie.
-Co za odkrycie, Smith.- parsknęła.
-Proszę nie przeszkadzać. Jestem zdania, że taki urop, jak zapewne panna Marano sobie pomyśli, nie wniesie nic dobrego. Natomiast stałe kontrole i jakieś szkolne obowiązki poskutkują.
-Co, kurwa, mam robić?!- uniosła się.
-Rossie, myślałeś ostatnio o wprowadzeniu stanowiska asystenta przewodniczącego. Przedstawiam ci twoją nową asystentkę.- rzekł dumny mężczyzna. Cieszył się, że załatwił dwie sprawy w jednej.
-What the fuck?! Ja mam z nim pracować?- oburzyła się brunetka. Scarlett patrzyła na nią z przerażeniem.
-Bez dyskusji!- krzyknął najstarszy mężczyzna w pomieszczeniu.-Panno Marano postanowione. Będzie pani miała mniej lekcji i kilka godzin dziennie będziesz spędzać w biurze Rossa.
-A jak nie chce?
-To wtedy zadzwonię do Australii po twoich rodziców lub wyrzucę ze szkoły. A teraz proszę wyjść!- dziewczyna szybko ulotniła się trzaskając drzwiami, obok których stała już Alice, szkolna reporterka z kamerą i dyktafonem.
-Co tym razem wymyślił dyrektor?-spytała blondynka.
-A gówno!-krzyknęła podchodząc do Justina czekającego na nią z Maxem. Obydwaj przybili piątki dziewczynie, po czym oddalili się od tłumu.
-Jak tam u dyrka?- spytał Justin.
-Gorzej niż źle. - zrobiła tak zwany 'faceplam'. Chłopcy zmarszyli brwi, nie wiedząc, co dziewczyna ma na myśli.-Mam być sekretarką Lyncha, a jak nie to wywalą mnie z budy.- wyjaśniła.
-No to tym razem krytycznie.
-Trzeba stłuc tę piękną buźkę Rossy'emu.- zaproponował Max.
-Ale czemu tłuc? My nie używamy tłuczka. My tylko porządnie bijemy.- koło trójki pojawił się Louis.
-Baranie, to to samo.- wyjaśnił Fabian stojący obok niego.
-A nie mogą dać ci kilkudniowego urlopu, za który obniżą ci zachowanie?- wtrącił Rocky.
-Nie ma tak dobrze...- westchnęła.
-Cóż... Rozchmurz się Lau, bo po szkole idziemy na wyścigi.-wtrącił Ben. Stali już całą ekipą.
-Zaczekacie pół godziny? Muszę dowiedzieć się jak ta cała praca asystentki ma wyglądać. A potem pomyślimy jak ją zawalić.- uśmiechnęła się łobuzersko po czym udała się do biura sekretarki samorządu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam państwa na nowym blogu! Tutaj (mam nadzieję) rozdziały będą trochę dłuższe. Jak wam się podoba? Ciekawie się zapowiada? Proszę o wyrażenie opinii w komentarzu!